Strajk Kobiet został potraktowany jak „dymiący kibole”: pałkami, gazem pieprzowym i z pomocą antyterrorystów tajniaków, którzy mieszali się z tłumem i pałowali. Władza najwyraźniej wdraża wariant białoruski: Łukaszenka najpierw tolerował protesty, teraz przeszedł do strategii „zera tolerancji”, żeby „zwyczajni” ludzie bali się przyłączać do demonstracji.
Policja użyła siły także wobec posłów Lewicy, co jest naruszeniem immunitetu. I prowokacją, bo dwie posłanki pokazywały legitymacje i nie łamały prawa, więc powinny być nietykalne. Wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty legitymacji nie miał, ale o jego tożsamości zaświadczała partyjna koleżanka. Mimo to został zablokowany przez kilku policjantów przy radiowozie i popchnięty. Kiedy publicznie opowiedział o naruszeniu swojej nietykalności i nieuznaniu jego immunitetu, rzecznik policji stwierdził, że marszałek dokonał uszkodzenia ciała jednego z funkcjonariuszy, zrywając mu mięsień uda. Tak poważne uszkodzenie to kryminał. Ciekawe, co na to prokuratura?
Czytaj też: Władza nie rządzi. Władza się miota
Policja złamała wszystkie zasady
Rolą policji w przypadku każdego zgromadzenia, legalnego czy nie, jest pilnowanie bezpieczeństwa jego uczestników. Reagować może tylko na przypadki naruszania pokojowego charakteru demonstracji. A środków przymusu bezpośredniego używać tylko, jeśli to konieczne, i w sposób proporcjonalny do zagrożenia. Pokojowo protestujących, jeśli zgromadzenie jest nielegalne, może co najwyżej spokojnie legitymować.