Ponad 1,2 mld zł straty przy przychodach zbliżających się do 6 mld – taki wynik musiałby przygnębić właścicieli każdej firmy, odstraszyć inwestorów, a zarząd skłonić do dymisji. PGZ to jednak „firma” specyficzna, a cudzysłów jest w pełni uzasadniony. Grupa skupiająca państwową zbrojeniówkę, co warto za każdym razem przypominać, to nie jednolity podmiot gospodarczy, a zlepek niemal w pełni niezależnych spółek, nienotowany na giełdzie. Odpowiedzialność zaś, w tym za stan kasy, ponosi głównie polityczną, a nie rynkową.
Choć więc dymisje mogą nastąpić, to nie muszą być wprost powiązane ze stratą za 2019 r., za którą powołany w 2020 r. zarząd nie może zresztą ponosić odpowiedzialności. Mało tego, to jego zasługa, że – choć późno – fatalny stan zasobów PGZ ujrzał światło dzienne. Opóźnienie leżało przy tym poza PGZ, która przekazała dane do publikacji w Krajowym Rejestrze Sądowym (podlegającym resortowi sprawiedliwości) pod koniec sierpnia. Być może gigantycznego minusa przestraszyło się nadzorujące PGZ ministerstwo aktywów, być może coś się „zacięło” w rządowej maszynie publikacyjnej, jak to bywa i w innych kontrowersyjnych przypadkach. Chwalić się istotnie nie było czym: PGZ SA, czyli spółka wiodąca grupy, odnotowała stratę w wysokości 1,266 mln zł, a cała grupa kapitałowa – 611 mln.
Straty PGZ. Fiasko pewnego planu
Straty są głównie pochodną struktury PGZ i permanentnego kryzysu, w jakim znalazły się jej „zasoby stoczniowe” zgromadzone w funduszu inwestycyjnym MARS. Chodzi o cztery firmy ze Szczecina i Gdyni, z których jedna – ST3 Offshore – po latach walki o przetrwanie w 2020 r.