Obecna władza to mają być „przyrodzone pany”, jak niedawno trafnie rozpoznał to zjawisko Paweł Kowal. Te pany mogą robić różne rzeczy, nieładne, brutalne, wręcz drastyczne, ale nie przestają być panami. Kradną, ale się dzielą. Kłamią, ale mają osiągnięcia. Załatwiają głównie swoim, ale czasami też innym, tylko nie wolno ich denerwować. Długo rządzą, to może już wystarczająco się namścili, obłowili, a co mieli napsuć, napsuli. Teraz będzie lepiej.
Takiemu wrażeniu ma służyć zaplanowana na koniec lutego kilkuetapowa akcja pod egidą premiera Morawieckiego – Nowy Ład (więcej na ten temat w tekście Adama Grzeszaka: Nowy Ład, czyli chaos). To ma być drugi plan Morawieckiego, złożony z wydatków z ledwo co odratowanych europejskich funduszy, ale przede wszystkim z niezliczonych obietnic i zapowiedzi wielkich inwestycji, z których skorzysta każda branża i każdy Polak. Będzie zapewne zbudowany według stosowanej już wcześniej zasady: nieważne, czy się mówi, czy się robi. To „robieniomówienie” Morawiecki opanował dość biegle (najnowszy chwyt w tej dziedzinie to formuła „jeśliby…, to moglibyśmy…), a poza tym ma do pomocy wielu fanów, którzy na swoich Twitterach oraz w portalach sponsorowanych przez spółki Skarbu Państwa już teraz urabiają grunt pod tę akcję. Można się spodziewać, że po inauguracji Ładu te pasy transmisyjne rozgrzeją się do czerwoności.
Wytresowana publiczność
Na tym polega druga faza normalizacji według PiS (pierwsza była w 2017 r. po sądowych wetach Dudy i wymianie premiera), która wchłonęła już wiele minionych afer, zamortyzowała pozakonstytucyjne zmiany ustrojowe, próbuje neutralizować pierwszą i drugą falę protestów kobiet, oswaja pandemię.