Mateusz Morawiecki lubi, gdy nazywają go VAT-manem. Czyli kimś, kto „pogonił mafie VAT-owskie, którym Platforma Obywatelska pozwalała okradać Polskę”. Według tej narracji „miliardy złotych już nie bogacą aferzystów, ale trafiają do kieszeni zwykłych Polaków w postaci 500 plus, a także 13. i 14. emerytury”. Bo to nieprawda, że budżet finansuje programy socjalne, zadłużając kraj na długie lata.
Takiej narracji PiS zawdzięcza popularność, więc nie zamierza z niej rezygnować. Brzmi dobrze, chociaż nie jest prawdziwa. Ludzie lepiej się czują, gdy słyszą, że te pieniądze im się po prostu należą, bo na pewno nie należały się aferzystom, którzy „w czasach rządu PO-PSL ukradli 260 mld zł”. Mogą myśleć, że „przedtem zagarniali je złodzieje, a teraz zwykli Polacy, polskie rodziny”. Taka opowieść rozwiewa też obawy, że rząd wprawdzie rozdaje sporo pieniędzy, ale w budżecie ich nie ma, są to pieniądze pożyczone, co nie świadczy dobrze o odpowiedzialności polityków za przyszłość kraju.
W ten wizerunek zwątpili jednak widzowie programu Superwizjer w TVN. To dlatego od paru dni różni przedstawiciele rządu z premierem na czele próbują przekonywać, że program mówił nieprawdę, a jego autorom chodziło o to, by zwiększyć oglądalność.
Czytaj też: Jak wyciekały pieniądze z tarcz antykryzysowych
Wbrew oficjalnie dostępnym liczbom
Mamy więc dość kuriozalną sytuację. Z programem TVN na konferencji polemizuje premier Mateusz Morawiecki, a w kolejnych dniach usiłują zadać mu kłam różni przedstawiciele rządu.