Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nowy potworek od PiS: ustawa o służbie zagranicznej

Minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie Minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
W świetle ustawy ambasadorowie kwalifikacji ani znajomości języków już nie potrzebują. Powstaną nowe miejsca dla swoich i nowe sposoby wzięcia za twarz.

Dla zaprezentowania czytelnikom aktualnej pisowskiej ustawy o służbie zagranicznej – przegłosowanej jeszcze w styczniu, odrzuconej przez Senat i znów przyjętej przez Sejm – posłużę się tylko na poły żartobliwą scenką z gatunku political fiction:

– Wodzu, wsypa z tym Obajtkiem. Trzeba go szurnąć – mówi premier.
– Spokojnie. Przetrzymamy. Nie mogę go szurnąć, skoro mówiłem, że to błyszcz i dar boży – odpowiada prezes.
– Oj, blamaż jest za duży – upiera się premier.
– No to go schowajmy na jakiś czas. Daj go na ambasadora, gdzieś daleko, obiecaj, że wróci na naftę.
– Sofia się zwalnia – proponuje premier.
– Nie, to za mało. On taki drażliwy, a się jeszcze przyda. Daj go do Paryża.
– Przecież on nie zna w ogóle zagranicy, a tam bezpieczeństwo, NATO, on nie ma żadnego doświadczenia, poza tym nie zna francuskiego – oponuje premier.
– Oj ty, Madeus, słabo kontaktujesz i nie siedzisz w Sejmie. Przecież kazałem wymodzić ustawę. Na ambasadora nie potrzeba doświadczenia ani języka. Trzeba tylko umieć służyć, a on potrafi – poucza prezes.
– A jak się znarowi? Taki ambicjoner to na tej nafcie bardzo urósł. Jeszcze zacznie tam pyszczyć jak ten nikowiec?
– Co ty gadasz, myślisz, że ja życia nie znam? Z nowej ustawy można go w razie czego skierować do innej pracy na sześć miesięcy. Do Irkucka. Nawet dalej niż tych prokuratorów.
– Ale i z Irkucka można coś nasmrodzić. Poza tym przepraszam, prezesie, ale słyszał pan te taśmy? Taki wulgarny język.
– Wiesz, Madeus, ja myślę, że ten Obajtek to od ciebie bystrzejszy jest. Wprowadziłem pojęcie tajemnicy dyplomatycznej. W pracy nie ujawniasz informacji. Więc i pyszczyć nie możesz. Wszystko według prawa, praworządność jest dla nas najważniejsza.
– Prezesie, jest pan genialny.

Ambasadorzy bez kwalifikacji

To tytułem ilustracji. Ale sprawa nie jest do śmiechu. Sejm bez żadnej poważniejszej dyskusji uchwalił ustawę, przeszła przez izbę w 24 godziny; Senat ją wprawdzie odrzucił, ale w czwartek Sejm przyjął ją 233 głosami. Ustawa powołuje nowy korpus państwowy – korpus służby dyplomatycznej. Zasilą go dyplomaci niższej rangi, których obowiązują rzeczywiście egzaminy, kwalifikacje, języki itd. Ci są od czarnej roboty – personel na placówce, księgowość, finanse, ochrona. Ambasadorzy natomiast będą tworzyli inną grupę – nie pod szefem służby zagranicznej, a pod dyrektorem generalnym MSZ. Oni już żadnych kwalifikacji nie potrzebują. Obniżono wszelkie kryteria naboru. Poza tym taki układ oczywiście będzie dysfunkcjonalny.

Reforma ma być rzekomo odpowiedzią na zarzut hermetyczności służby dyplomatycznej, ma zapewnić jej otwartość. Ale dla kogo? Dla niedouków? Ludzi z ulicy? Zresztą zarzut nie jest słuszny, bo mniej więcej jedna trzecia ambasadorów Polski to nie są zawodowi dyplomaci, tak samo jak nawet większa część, ponad 40 proc., dyplomatów polskich w krajach unijnych.

Czytaj też: Jak MSZ utrudniał Polakom wybory za granicą

Więcej miejsc dla swoich

Powstaje „tajemnica dyplomatyczna”. To akurat trudno krytykować, ale pod warunkiem, że chociaż z grubsza prawo określi, co do niej wypada zaliczyć. Tajemnica bez definicji, „to, co się nabywa w czasie służby”, to wytrych dla ministra, narzędzie, którym można się łatwo posłużyć – dla uciszenia krnąbrnych i odgonienia ciekawskich, gdyby, jak to się zdarzało, miały na zewnątrz wyciekać jakieś skandale. W podsumowaniu: szybka ustawa otwiera nowe miejsca dla swoich i podsuwa nowe sposoby wzięcia za twarz.

Radosław Sikorski, który dawniej kierował dyplomacją, ocenił, że nowa ustawa jest „potworkiem legislacyjnym przygotowanym przez amatorów”. Na to wygląda. Ale jest pewne pocieszenie. Jeśli rząd PiS prowadzi złą i szkodliwą politykę zagraniczną, wybiera złe sojusze, obraża i lekceważy ważnych partnerów, narusza praworządność, sędziów publicznie obraża – to żadna dyplomacja mu nie pomoże. Przecież ambasador sam żadnej swojej polityki nie kreuje. Mógłby może nieoficjalnie, na przyjęciu, między zakąskami, coś tam złagodzić, coś podkręcić, wyjaśnić dobrą zmianę – ale i tak nie bardzo bez języka.

Czytaj też: Dyplomaci jak hostessy. Tak działa MSZ

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną