10 lutego, Rzeszów. W dniu swoich 81. urodzin, widocznie osłabiony po koronawirusie, Tadeusz Ferenc ogłasza rezygnację z funkcji prezydenta miasta, którą sprawuje od 2002 r. Otwiera to drogę do przedterminowych wyborów prezydenta Rzeszowa, których I tura – jeśli epidemia pozwoli – odbędzie się 9 maja.
Na konferencji Ferencowi towarzyszy o cztery dekady młodszy wiceminister sprawiedliwości i poseł Solidarnej Polski Marcin Warchoł. – Panie ministrze, bardzo zależy mi na tym, żeby został pan prezydentem i ciągnął Rzeszów dalej do przodu – mówi Ferenc.
Warchoł dziękuje mu za poparcie i informuje, że odchodzi z Solidarnej Polski. – Moją partią jest od dziś Rzeszów – deklaruje, idąc w ślady Patryka Jakiego, który wykonał ten sam manewr w 2018 r., gdy kandydował na prezydenta Warszawy.
Na pierwszy rzut oka poparcie Ferenca dla prawicowego polityka może zaskakiwać. Ferenc to były działacz PZPR, potem poseł SLD. W 2015 r. był w komitecie poparcia Bronisława Komorowskiego, w wyborach prezydenckich 2020 r. poparł Władysława Kosiniaka-Kamysza. W 2019 r. w ostatniej chwili – już po ogłoszeniu, że jest liderem rzeszowskiej listy – zrezygnował z kandydowania do Sejmu z Koalicji Obywatelskiej. Niedługo potem po raz pierwszy wsparł Warchoła, wówczas podsekretarza stanu w resorcie Zbigniewa Ziobry, który startował z ostatniego, 30. miejsca na liście PiS w okręgu rzeszowskim.
Niemiła niespodzianka
Prezydent i wiceminister zaprzyjaźnili się nieco wcześniej, przy okazji negocjacji w sprawie Zamku Lubomirskich, rzeszowskiego zabytku i zarazem siedziby Sądu Okręgowego, który chciały przejąć władze miejskie. Ministerstwo Sprawiedliwości obiecało, że w zamian za działkę pod budowę nowej siedziby sądu odda miastu zamek, a najważniejszym rozmówcą Ferenca był Warchoł.