Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nadlatują dwa boeingi. Koniec sagi z samolotami dla VIP-ów?

Rządowy boeing „Józef Piłsudski” startuje z lotniska w Warszawie. Rządowy boeing „Józef Piłsudski” startuje z lotniska w Warszawie. Adam Chełstowski / Forum
„Dmowski” i „Paderewski” dołączają do „Piłsudskiego”. Po trzech latach rząd kończy kompletowanie nowej floty samolotów. Z jakim efektem?

Boeingi 737-800BBJ2 dla najważniejszych osób w państwie, czyli prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu oraz premiera, zostały w końcu zbudowane, wyposażone i pomalowane na polskie barwy narodowe. Ostatnią kosmetykę i procedurę odbioru przez nasze wojsko przechodzą we Francji, bo tam znajduje się siedziba podwykonawcy firmy Boeing.

Pierwsza maszyna przylatuje w końcu maja, a druga w czerwcu. Są oznaczone jako PLF 0111 „Roman Dmowski” i PLF 0112 „Ignacy Jan Paderewski”. PLF to skrót od Polish Force. Boeing 737-800 PLF 0110 „Józef Piłsudski” jest u nas od listopada 2017 r. i praktycznie z VIP-ami nie lata. Do tego celu wciąż wykorzystywane są samoloty wypożyczone od LOT.

Czytaj też: Bezużyteczny rządowy boeing za 90 mln dol.

Dmowski i Paderewski lepsi od Piłsudskiego

Takiej tezy w kontekście historycznym pewnie udowodnić się nie da, ale w przypadku nowych samolotów rządowych to oczywiste. „Dmowski” i „Paderewski” to boeingi 737-800BBJ2 (Boeing Business Jet). Są tak skonstruowane i wyposażone, żeby sprawnie wykonać zadania przewidziane dla maszyn rządowych. Natomiast dostarczony ponad trzy lata temu „Piłsudski” to standardowy Boeing 737-800. Zwykły, seryjny egzemplarz, taki, jakimi latamy w liniach lotniczych. Każda z tych maszyn kosztuje ok. 100 mln dol.

Dwa nowe samoloty mają dodatkowe zbiorniki paliwa, co pozwoli im przelecieć przez Atlantyk bez międzylądowania. Dokładny zasięg zależy od obciążenia i kierunku wiatru. Wyposażone są w silniki CFM International i osiągają prędkość 0,82 macha, co oznacza mniej więcej 900 km/godz. Rządowe boeingi mają bogate wyposażenie dodatkowe, m.in. system IFF (Friend or Foe), czyli identyfikację „swój czy obcy”. To bardzo przydatne, gdy maszyna wlatuje w przestrzeń objętą działaniami militarnymi. Samoloty wojskowe i systemy naziemne łatwo go identyfikują, więc nie jest tylko anonimową kropką na radarze.

GPS w nowych rządowych maszynach jest bardzo precyzyjny i wspomagany systemami, które uniemożliwiają blokadę sygnału z satelity. Bezpieczeństwo lotu wzmacnia własny system obrony. Gdyby w kierunku samolotu została skierowana rakieta, to specjalne gorące race wystrzelone z boeinga przyciągną ten pocisk i ochronią samolot. Transmisja danych z pokładu maszyny może być kodowana i tajna, co umożliwia zarządzanie państwem z powietrza. Przez trzy godziny można lecieć bezpiecznie mimo awarii jednego silnika – to ważne w rejsach nad oceanami.

„Dmowski” i „Paderewski” zabiorą po 66 pasażerów. Sześciu w klasie VIP, która składa się z dwóch saloników, 12 w klasie business i 48 w economy. Na pokładzie jest gabinet lekarski, wyposażony nie tylko w leki, ale też urządzenia ratujące życie. Jak informuje Ministerstwo Obrony Narodowej, trwają szkolenia personelu pokładowego. „Dmowski” i „Paderewski” mają wejść do służby w drugiej połowie roku. Dotychczasowy czarter samolotów z LOT dla rządu przewidziano do końca 2021 r.

Czytaj też: Jak PiS zamiatał pod dywan aferę lotniczą z Kuchcińskim

Co słychać u Piłsudskiego?

MON informuje, że samolot Boeing 737-800 „Józef Piłsudski”, który w służbie rządowej jest już ponad trzy lata, poleci teraz na przebudowanie wnętrza kabiny – na salonkę. Przyleciał do Warszawy w listopadzie 2017 r. Rząd pozyskał go przypadkiem, bo tania chińska linia zrezygnowała z odbioru. Powstała więc świetna okazja do zbudowania widowiska, podczas którego ówczesny minister obrony Antoni Macierewicz mógł ogłosić, że to właśnie on i rząd PiS rozwiązali wreszcie problem transportu najważniejszych osób w państwie.

Nie była to prawda, bo po pierwsze, „Piłsudski” nie jest technicznie przygotowany do wożenia VIP-ów (choćby z uwagi na krótki zasięg, tylko 6 tys. km), a po drugie, tą maszyną i tak nikt nie chciał podróżować. Kolejne lata rząd przedłużał umowę o wypożyczenie z LOT embraerów 175 wraz z załogami. A „Piłsudski” latał bez konkretnego celu nad Polską, podobno szkolono na nim załogi. Tyle że takie szkolenie trwa najwyżej pół roku. Po trzech latach prezydent Andrzej Duda poleciał na jego pokładzie z oficjalną wizytą do Turcji 24-25 maja.

Ponieważ, jak deklaruje MON, nie ma planów, żeby tę maszynę po prostu sprzedać, co wydawałoby się najrozsądniejsze, może warto podpowiedzieć władzy, do czego ją można wykorzystać. Tupolewy 154 M, które odeszły w niesłusznej niesławie, gdyż były to maszyny jak na swój czas udane, wykonywały w polskim wojsku wiele zadań. Poza wożeniem najważniejszych osób w państwie latały z żołnierzami na misje, przywoziły obywateli polskiego pochodzenia ze Wschodu na wycieczki do kraju. Zdarzało się, że leciały po Polaków uwięzionych za granicą po bankructwie biura turystycznego. Często wykorzystywano je w akcjach pomocy humanitarnej lub ratunkowych po klęskach żywiołowych w różnych miejscach świata. Na przykład Tu-154 M PLF 0101, który rozbił się w Smoleńsku, dwa miesiące wcześniej poleciał z naszymi ratownikami, psami ratowniczymi i sprzętem na Haiti (po trzęsieniu ziemi).

Dlatego jeśli przyjdzie kiedyś czas, że Polska reaktywuje swoją politykę zagraniczną i ponownie będzie czynnie uczestniczyła w wydarzeniach na świecie, „Piłsudski” może się przydać. Nie warto go przebudowywać na kolejną salonkę, bo dwie absolutnie wystarczą. Niech ma jak normalny, seryjnie produkowany Boeing 737-800 możliwość przewiezienia 180 pasażerów. Taka maszyna zawsze może pomóc w Polsce, a także w różnych kryzysowych sytuacjach na świecie, poprawiając nieco nasz nadszarpnięty przez ostatnie sześć lat wizerunek za granicą.

Czytaj też: Dokąd i po co lata Duda?

Jest super? Niezupełnie

W zasadzie można by powiedzieć, że jest dobrze. W końcu po wielu latach prowizorki Polska będzie miała przyzwoitą flotę rządowych samolotów. Oprócz trzech boeingów są dwa małe, 16-osobowe samoloty Gulfstream G 550, zdolne do latania na dystansach międzykontynentalnych.

Ale to, że jest dobrze, nie znaczy, że jest optymalnie. Samoloty Boeing 737-800 już nie będą produkowane. Zaczynają być po prostu konstrukcją przestarzałą. Te dwa dla polskiego rządu to ostatnie, jakie zbudowano. Może zatem, skoro już tak długo czekaliśmy, warto było kupić boeingi 737 BBJ MAX 8, które są nowocześniejsze, mają większy zasięg, zużywają mniej paliwa i ich wersja pasażerska jest wprowadzana do LOT?

Dodatkowo warto podkreślić, że wśród naszych sąsiadów boeingi we flocie rządowej ma tylko Białoruś. Wszyscy pozostali kupili europejskie Airbusy A 319CJ. Może byłoby korzystniej kupować w Unii Europejskiej – zwłaszcza że w samym LOT głośniej lub ciszej mówi się, że Airbus byłby dla linii lepszym wyborem niż Boeing. Ale na te wszystkie pytania mógłby odpowiedzieć tylko uczciwy przetarg. Którego zabrakło, bo ważniejszy okazał się szybki efekt propagandowy.

Czytaj też: Techniki propagandy

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną