Tusk nie zdecydował się na powrót, gdy opozycji brakowało lidera, ale dopiero teraz, gdy jest ich już więcej niż jeden, a niektóre partie mają nawet po kilku, jak Lewica albo sama Platforma Obywatelska. Wraca nie przed wyborami, choć mieliśmy ich całą serię, ale podczas długiej wyborczej przerwy. Nic więc dziwnego, że wiadomość o zamierzonym powrocie Tuska nie wywołała trzęsienia ziemi. Gdyby nie TVP, na którą zawsze można liczyć, to w ogóle mało kto by się dowiedział.
Czy ten brak ekscytacji oznacza, że zanim wrócił Tusk – już poniósł porażkę? Przeciwnie, niski poziom oczekiwań to dla polityka najlepsza możliwa pozycja wyjściowa, i to akurat Tusk wie doskonale. Jeśli się nie uda, nie będzie zawiedzionych. Jeśli cokolwiek się uda, będzie to pozytywne zaskoczenie, które może napędzić kulę śnieżną. Mało prawdopodobne więc, żeby tak doświadczonego polityka martwił brak fanfar i czerwonego dywanu.
Nie ma też sensu ocenianie jego szans przez sondaże. Dopóki polityk nie wszedł do gry, nie będzie wskazywany jako lider ani nie wygra rankingu zaufania. Tusk niczego jeszcze nie pokazał, nie zaproponował, nie spotkał się z ludźmi, więc żadna ankieta nie odda jego potencjału.
Dlaczego Donald Tusk powrót ogłosił gdzieś tam na marginesie sfery publicznej, a nie organizując jakieś spektakularne wydarzenie? Poranny wywiad „Jeden na jeden” w TVN24 to nawet nie jest sztandarowy program tej telewizji. Spodziewalibyśmy się raczej wiecu, spotkania z publicznością, kongresu z jakimś planem, hasłem, drużyną, może nawet programem. A tu taka bomba jak wyraźna deklaracja powrotu. Ale forma jak na medialne wymogi współczesnej polityki wyjątkowo skromna, jakby na własną prośbę ograniczona.
Przejąć Partię
Nikt nie uwierzy, że Tusk się po prostu pomylił, nie wiedział, co powiedział.