KATARZYNA KACZOROWSKA: W rządzie AWS-UW był pan wiceministrem odpowiadającym m.in. za wyszkolenie policjantów. Od tego czasu minęło ponad 20 lat. Co takiego się dzieje, że dzisiaj Biuro RPO informuje o wyjaśnianiu 30 zgonów podczas policyjnych interwencji?
KRZYSZTOF BUDNIK: Potrzebę zmiany szkolenia sygnalizowaliśmy już od początku lat 90. Wynikało to oczywiście ze zmian ustrojowych w 1990 r., ustawy o policji, nowych naborów. W 1997 r., kiedy zacząłem pracę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, we wszystkich dokumentach dotyczących reformy policji bardzo mocny akcent kładziono na konieczność podniesienia poziomu szkolenia nie tylko z punktu widzenia treści ich programów.
Co jeszcze było istotne?
Pozyskanie osób, które będą potrafiły szkolić. Bo wiele mówi się o tym, jak, a niewiele o tym, kim. Słabością systemu szkolenia policyjnego, ale również innych służb stosujących środki przymusu, nie jest wcale brak woli, programu, uchwał, instrukcji.
Tylko?
Niewielka liczba wysoko wykwalifikowanej kadry, która potrafiłaby nie tylko wdrażać te programy szkolenia, ale też na co dzień opiekować się policjantami, a więc pilnować poziomu nabytych przez nich umiejętności. Ja bym to nazwał gotowością do konsultacji. Przecież to są różne przypadki życiowe i akurat szkolenie np. umiejętności koniecznych do obezwładnienia człowieka, który zagraża sobie lub innym, nie polega na tym, że policjant raz się nauczył jakiejś techniki i ta umiejętność zostaje z nim na zawsze. A jest tak, że kandydat na policjanta zdaje egzamin, przechodzi różne zajęcia praktyczne, zostaje w końcu policjantem i bez doświadczenia trafia do pracy na ulicy.