Trzynaścioro aktywistów, którzy w proteście przeciwko łamaniu praw uchodźców na polsko-białoruskiej granicy próbowali przeciąć zasieki z drutu kolczastego, pozostanie na wolności. Nie ma podstawy, by wsadzić ich do aresztu – orzekł Sąd Okręgowy w Białymstoku, odrzucając odwołanie prokuratury od poprzedniej decyzji sądu, kiedy też nie zgodził się na areszt.
Czytaj też: Wojna polsko-uchodźcza. Wymarzony konflikt PiS
Przecinali zasieki w akcie nieposłuszeństwa
Prokuratura domagała się aresztu, twierdząc, że podejrzani – o zniszczenie mienia – mogą mataczyć i ukrywać się. Argumentacja całkowicie absurdalna: gdyby chcieli mataczyć, mieli na to dwa tygodnie od całej akcji, która wydarzyła się 29 sierpnia. Ale sam pomysł matactwa jest chybiony, bo sami akcję dokumentowali i udostępnili w internecie. Wydali też podpisane nazwiskami oświadczenie, w którym piszą, dlaczego zrobili akcję na granicy. A przesłuchani przez prokuraturę – do wszystkiego się przyznali.
Gdzie więc pole do mataczenia? Co do ucieczki za granicę oświadczyli publicznie, że ich gest jest aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa, a częścią tego typu manifestacji jest poddanie się karze: „Nasza osobista wolność i konsekwencje wiążące się z ciążącymi na nas zarzutami są ceną, którą jesteśmy gotowi zapłacić w obronie wyższych wartości – w imię solidarności i humanitaryzmu”. Broniący ich pro bono mec. Jacek Dubois mówił dziennikarzom w sądzie, że to, co zrobili aktywiści, nie jest społecznie niebezpieczne, a więc nie jest przestępstwem: – Ja uważam, że tej trzynastce bardzo dużo zawdzięczam, bo sam nie znalazłem odwagi, by ten drut przeciąć, ale w mojej głowie była tylko jedna myśl: że on nie powinien istnieć.