Szkody, jakie PiS wyrządza Polsce, są wymierne i niewymierne. Wymierne to np. elektrownia w Ostrołęce, bezużyteczne maseczki, znikające respiratory, wybory kopertowe, miliardy dla TVPiS – i o nich mówi się najczęściej. Ale są też niewymierne – to te, które demoralizują społeczeństwo, niszczą poczucie wstydu, banalizują i ignorują nieetyczne, a często wręcz przestępcze zachowania członków i totumfackich partii rządzącej. W Szwecji pewna pani minister podała się do dymisji, gdy za drobny prywatny zakup zapłaciła służbową kartą płatniczą. U nas takie zachowanie przyjęto by z najwyższym zdziwieniem. Weźmy np. takiego Ryszarda Czarneckiego. Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych stwierdził, że pan europoseł oszukiwał Parlament Europejski, pobierając pieniądze (podobno 100 tys. euro!) za fikcyjne podróże samochodem, w tym takim, który kilkanaście lat wcześniej zezłomowano (!). Urząd skierował do polskiej prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Biedacy, nie wiedzieli, że list został skierowany na Berdyczów. Czy pan europoseł zawstydził się może, przeprosił, coś wytłumaczył? Ależ nie, po co, przeciwnie – jako wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej zgodził się kandydować na prezesa tej znakomitej organizacji!
Jako wiceprezes też zresztą nie próżnował. Dziennikarze wytropili, że za pracę w PZPS pobierał 10 tys. zł miesięcznie, choć obejmując tę funkcję, deklarował, że będzie ją pełnił społecznie. Jego kandydaturę na prezesa wysunęli działacze z Dolnego Śląska. Czy wycofali swoje podpisy, gdy dowiedzieli się o przekrętach pana europosła? Ależ skąd, przecież pan wiceprezes ukradzione pieniądze zwrócił i sprawy nie ma. To może chociaż Jarosław Sprawiedliwy wyrzucił z partii oszusta, dając tym dowód, że poważnie traktuje prawo i sprawiedliwość?