Prezes PiS Jarosław Kaczyński i szef MON Mariusz Błaszczak przedstawili we wtorek wizję atrakcyjną, ale pozbawioną szczegółów decydujących o jej spełnieniu. Chcą kusić kasą i państwowymi posadami, a sprzęt kupować z pożyczek.
Kodyfikacja kilkunastu obecnych ustaw dotyczących wojska i spraw obronnych nosi szumne miano „ustawy o obronie ojczyzny”, ale z opowiedzianych szczegółów trudno wywnioskować, jak ta obrona miałaby wyglądać. Padły znane już hasła o armii liczącej docelowo minimum 250 tys. zawodowych żołnierzy i radykalnym zwiększeniu jej zdolności bojowych. A także kilka nowych pomysłów na ułatwienie dostępu do służby czy zatrzymanie w niej żołnierzy. Nie było jednak ani projektu superustawy, ani – wydawałoby się niezbędnych – wyliczeń kosztów, harmonogramu, planów czy priorytetów, jeśli chodzi o zakupy uzbrojenia. Wizja „jednej z najsilniejszych armii w NATO” zarysowana przez Kaczyńskiego na razie pozbawiona jest fundamentów.
Czytaj też: Rok wicepremiera Kaczyńskiego. Czy Polska jest bezpieczniejsza?
Kasa i benefity
Wiadomo jednak, że służba w wojsku ma się opłacać. Stąd perspektywa kolejnego wzrostu uposażeń (już zapowiedziana przez Błaszczaka), a także zrównania „w górę” statusu finansowego gorzej wynagradzanych żołnierzy. Chodzi m.in. o podchorążych z wojskowych szkół czy ochotników. Finansowo lepiej ma być też żołnierzom noszącym się z zamiarem zakończenia służby. Specjalne dodatki mają zniechęcać do „pójścia pod kapelusz”, jak wojskowi nazywają wypowiedzenie zawodowej służby przed upływem wieku emerytalnego, ale już po uzyskaniu uprawnień do częściowej czy pełnej emerytury.