Zmiana nastroju
PiS się rozjeżdża. Klimat w Polsce powoli przestaje sprzyjać Kaczyńskiemu
Szósta rocznica powołania rządu Beaty Szydło minęła 16 listopada. Wielkiego świętowania nie było, jakby rządzący zmiarkowali, że w obecnej sytuacji epidemicznej i w trakcie kryzysu na granicy nie czas na fety. W Kancelarii Premiera na kameralnej uroczystości spotkali się byli i obecni ministrowie rządów Szydło i Mateusza Morawieckiego i to w zasadzie tyle.
W 2013 r. swoje sześciolecie u władzy obchodziła Platforma. To był ciekawy moment tamtej kadencji – wtedy PiS po raz pierwszy od dawna wyszedł na prowadzenie w sondażach, a Donald Tusk i jego partia zaczęli sprawiać wrażenie znużonych długimi rządami. A to było, warto przypomnieć, jeszcze wiele miesięcy przed wybuchem tzw. afery taśmowej (połowa 2014 r.) i długo przed katastrofą kampanii Bronisława Komorowskiego. Solidarna Polska wciąż była osobnym bytem, a Jarosław Gowin kombinował, jak by się tu wcisnąć między Platformę a PiS.
Pisało się już wprawdzie wtedy, że Kaczyński może wygrać wybory do Sejmu w 2015 r., ale nikomu się nie śniło, że niebawem prezydentem zostanie pewien niezbyt znany europoseł, a Zjednoczona Prawica zdobędzie samodzielną większość w Sejmie i Senacie.
Procesy, które finalnie dały władzę Kaczyńskiemu, już w 2013 r. były wszakże całkiem zaawansowane. Rząd Tuska na początku drugiej kadencji podniósł wiek emerytalny – mocno technokratyczny sposób przeprowadzenia tej reformy po latach lider PO uznał za swój największy błąd – a poza tym gabinet zajmował się głównie trwaniem. Partię premiera osłabiały wewnętrzne konflikty; „Bal na Titanicu” i „Jazda na flaku” to ówczesne tytuły tekstów o Platformie we „Wprost” i w „Newsweeku”.
Badania opinii publicznej, w tym nieodżałowana „Diagnoza społeczna” (sondaż na próbie prawie 18 tys.