Ponoć to przypadek, że akurat w sobotę o godz. 11 w Warszawie rozpoczęły się dwa ważne dla walki o polską wieś wydarzenia. Jedno to z dawna oczekiwany i opóźniony kongres PSL, na którym Władysław Kosiniak-Kamysz został wybrany na kolejną kadencję na stanowisku przewodniczącego partii. Drugie zaś to pierwsza konwencja programowa AgroUnii – dowodzonego przez Michała Kołodziejczaka ruchu zbuntowanych rolników. Ruch ten postanowił zostać partią (rejestracja trwa) i wejść do parlamentu, a jego lider, zgodnie z własnymi deklaracjami, chce być premierem.
Czytaj też: Paradoksy i przesądy opozycji
Kosiniak-Kamysz został
Przypadek czy nie (zaufanie do plotkujących polityków należy mieć ograniczone), przekaz wynikający z synchronicznego startu obu wydarzeń sam się narzuca. Zarówno PSL, jak i AgroUnia chcą bowiem reprezentować rolników, ale różni je bardzo wiele. Ruch Kołodziejczaka powstał z gniewu wobec PiS, ale i niezadowolenia ze sposobu, w jaki opozycja reprezentuje wieś. Jego działalność jest więc swego rodzaju wotum nieufności wobec ludowców, a konwencja – zapowiedzią walki z nimi.
Władysław Kosiniak-Kamysz w ostatnich latach próbował nadać swojej partii nową twarz. Gdy w 2015 r. po raz pierwszy obejmował funkcję przewodniczącego partii, podkreślał, że „ludowy nie znaczy wiejski, tylko powszechny, i takie będzie Polskie Stronnictwo Ludowe”. Próbował zdobywać wyborców w miastach, kierując formację w stronę liberalizmu gospodarczego i, jak sam mówił, racjonalnego centrum.