A zima pamiętnego 1981 r. była ostra.
Gabriel Mérétik w „Nocy generała” napisał: „Mieczysław Rakowski powie później: – Witaliśmy każdy dzień z uczuciem ulgi, powtarzając sobie, że nie było przelewu krwi… Niestety, jednak zdarzyła się tragedia w kopalni „Wujek”. Według relacji Rakowskiego: – Obradował właśnie „dyrektoriat”*, kiedy szef milicji z Katowic zawiadomił telefonicznie generała Kiszczaka o strajku górników. Prosił o zezwolenie na otwarcie ognia. Jaruzelski sprzeciwił się temu zdecydowanie… Nieszczęściem dowódca jednostki, próbujący zawładnąć kopalnią, stracił głowę i wydał rozkaz użycia broni.
Bezpośredni rozkaz użycia broni nigdy nie padł. Ale strzały padły. Polała się krew. Na miejscu zginęło sześciu górników, trzech zmarło w szpitalu. Dziesiątki odniosło rany. Po stronie milicji także było sporo rannych. Jak doszło do najtragiczniejszych wydarzeń stanu wojennego w czwartym dniu jego trwania? Jak potoczyłaby się nasza historia, gdyby nie ofiara dziewięciu z „Wujka”?
Czytaj też: Czy Śląsk spóźnił się na pociąg „Solidarności”?
I.
Ta krwawa historia, która miała potem istotny wpływ na bieg wydarzeń, zaczęła się koło północy z 12 na 13 grudnia. Ludwiczaków obudził dzwonek. Mieszkali na piątym piętrze w górniczym bloku oddalonym gdzieś o 200 kroków od kopalni. Gospodarz uchylił drzwi na łańcuch. W korytarzu stał milicjant i dwóch cywilów. Mówili coś o włamaniach do samochodów i piwnic, domagali się, aby zszedł z nimi na parking: – Kiedy odmówiłem, to któryś próbował wcisnąć nogę między drzwi i futrynę, ale udało się je zatrzasnąć – wspominał Jan Ludwiczak, przewodniczący kopalnianej Solidarności.