Po raz drugi w trakcie granicznej operacji dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski musiał tłumaczyć mediom i opinii publicznej zdarzenie, które nie przynosi chluby jego podwładnym. W październiku stało się to po wstydliwym incydencie – ostrej i prawdopodobnie bezprawnej interwencji żołnierzy wobec dziennikarzy.
Teraz w grę wchodzi zdarzenie z punktu widzenia armii poważniejsze i rodzące już reperkusje w kraju i za granicą. Wojsko podało, że żołnierz samowolnie i najpewniej z własnej inicjatywy opuścił posterunek i przeszedł na białoruską stronę. W dodatku natychmiast zaczął udzielać publicznych wypowiedzi krytycznych wobec działań polskich władz, a chętnie rozpowszechnianych przez łukaszenkowski reżim i jego propagandę. W tej sytuacji po kilku godzinach zwłoki trzygwiazdkowy generał, trzeci najważniejszy oficer w wojskowej hierarchii, odpowiadający za ochronę granic w czasie pokoju, był zmuszony wypowiedzieć słowa, jakie od dawna nie padły pod adresem żadnego wojskowego.
Czytaj też: Polska na pierwszej linii starcia z Rosją. Czy jesteśmy bezpieczni?
Kto chce do polskiego wojska
Generał mówił o hańbie, nikczemności i akcie dezercji Emila Czeczki – dowódca operacyjny potwierdził tym samym tożsamość szeregowego z Bartoszyc, byłego już żołnierza 11. mazurskiego pułku artylerii. 25-latek służył w wojsku od trzech lat, ale według gen. Piotrowskiego widać było, że miał trudną sytuację rodzinną. Jego zdaniem żołnierz postanowił podjąć – jak to ujął – podwójną grę, która doprowadziła do decyzji o przekroczeniu granicy. Wojskowe służby i wymiar sprawiedliwości sprawdzają motywy, bo zachowanie to wykracza poza akt chwilowej desperacji.