„Czy wyście powariowali? Przecież ludzie nie przeżyją takich podwyżek” – grzmiał na rządzących w sylwestrowym wideoorędziu Donald Tusk. Powodem były ceny gazu. Dlatego w nowym roku szef PO życzył rodakom ciepłej wody w kranie i w kaloryferach, bo to dziś towar luksusowy. I żeby nie być gołosłownym, sypał przykładami: „Mamy adres samotnej pani emerytki, która mieszka w Wawrze, na ulicy Włókienniczej. Lokal ma 54 m kw. Płaciła w grudniu i tak dużo – 195 zł. A wiecie, ile w styczniu ma zapłacić? 1609 zł. To jest podwyżka o 825 procent”. Był też przykład samotnej matki z Radomia (400 proc.) i pary warszawskich emerytów z ulicy Dymnej (650 proc.). „Już dzisiaj musi pan zapewnić wszystkich Polaków, wszystkie polskie rodziny, że te podwyżki nie wejdą w życie, że nie będą tego płacili” – apelował do Morawieckiego, zapowiadając, że PO skieruje do Sejmu projekt ustawy, która zapobiegnie „takim idiotyzmom”.
Rafał Trzaskowski, wiceprzewodniczący PO i prezydent Warszawy, też nie owijał w bawełnę. „Po galopujących w skali całego kraju cenach śmieci i prądu to kolejna niespodzianka od PiS dla mieszkańców” – napisał na Facebooku, ilustrując to przykładami podwyżek gazu w stolicy: Ośrodek Sportu i Rekreacji w Ursusie – 390 proc., OSiR Solec, Jutrzenka, Szczęśliwice – 490 proc., przychodnie zdrowia Ursynów – 800 proc., mieszkania komunalne Wawer – 900 proc., mieszkania komunalne Włochy – 1000 proc.
Mateusz Morawiecki odpowiedział Tuskowi swoim sylwestrowym wystąpieniem. Nie kwestionował faktu, że gaz podrożał, skoncentrował się na przyczynach. I wyszło jak zwykle, że to wina Tuska. Przekonywał, że dziś wprawdzie ceny rosną, ale dzięki PiS dochody polskich rodzin rosną szybciej.