W liberalnym obozie nastroje z roku na rok są coraz gorsze. Oburzenie i strach zastąpiły pesymizm oraz poczucie bezsiły. Ostatnie wydarzenia depresję pogłębiły, panuje poczucie, że wojna w Ukrainie spadła Kaczyńskiemu jak z nieba, pozwalając PiS-owi odegrać rolę sprężystej władzy, sprawnej w dyplomacji i idącej po trzecią kadencję.
Cały problem bierze się z błędnej diagnozy, przy jakiej od sześciu lat obstają liberałowie. Gdy spojrzymy na geografię opozycyjnych postaw, widać zasadniczą różnicę. Na skrzydłach dominuje gniew, w liberalnym centrum panika. Powodem jest zasadnicza różnica perspektyw, antypisowska prawica oraz społeczna lewica poddają krytyce realne praktyki władzy, natomiast liberalne centrum – wyobrażone intencje władzy. Skrzydła opozycji stawiają władzy zarzut bezprzykładnego cynizmu, że dla partyjnych korzyści łamie prawo, niszczy instytucje, a nawet godzi w narodowe interesy. I to jest trafna ocena. Liberalne centrum problem opisuje inaczej, w praktykach władzy widzi nie cynizm, lecz zło, a zatem coś z innej skali, coś dużo więcej niż cynizm. Widzi demoniczny plan, ale też demoniczną siłę, prowadzącą kraj ku katastrofie. W efekcie rodzą się wizje ustrojowego przewrotu, planu opuszczenia Unii, zdławienia obywatelskich wolności. Rodzi się również obraz Polaków jako społeczeństwa podzielającego mroczne potrzeby swoich liderów.
Demonizowanie PiS-u przez opozycyjne centrum sprawia, że jego siła jest notorycznie wyolbrzymiana. Liberałowie dorysowali Kaczyńskiemu mięśnie, których nigdy nie miał, uwierzyli w sukcesy, których nigdy nie odniósł. Tak bardzo się go boją, że nawet nie wiedzą, jak mocno w niego wierzą. Spróbujmy zatem ich wiarę podważyć, odsuńmy na bok bieżące wydarzenia, nie tylko wielką wojnę Putina, ale małe wojny, jakie prowadzi Kaczyński.