392 tys. zł – tyle uzbierała w 2021 r. od swoich członków i sympatyków Solidarna Polska. To o 226 tys. zł więcej niż rok wcześniej, ale i tak bardzo skromnie, jeśli porównać z zasobami PiS. Do partyjnej kasy Jarosława Kaczyńskiego w minionym roku wpłynęło ponad 25,6 mln zł, z czego większość to subwencja z budżetu państwa. Prezes PiS, wpisując na listy wyborcze kandydatów SP, zgarnia całą subwencję, a mały koalicjant musi sobie sam uzbierać kasę na swoją działalność. – Te pieniądze to najlepszy argument w rozmowach z Ziobrą. Może sobie machać szabelką, grozić, że będzie przeciw cofnięciu reformy sądownictwa i nie pomoże nam odblokować kasy z UE, ale wie, że on sam też nie ma kasy, aby zorganizować sobie kampanię wyborczą i samodzielnie wejść do Sejmu – opowiada nasz rozmówca z PiS.
Bez pieniędzy trudno zrobić kampanię, tym bardziej przy miażdżącej przewadze i możliwościach finansowych PiS. Ziobro wie, ile to kosztuje, dlatego kilka dni temu pytany o wybory powiedział: „Pierwszą opcją zawsze będzie wspólny start wyborczy z PiS, ale będziemy też równolegle przygotowywać się do samodzielnego startu”. – Nawet jak jego ludzie poupychani w państwowych spółkach oddadzą mu na kampanię kilka swoich pensji, to i tak my będziemy mieli miażdżąco więcej – zapewnia polityk PiS.
Większość z listy darczyńców SP to ludzie, którzy zajmują stanowiska w spółkach Skarbu Państwa, urzędach i instytucjach państwowych. Ponad 321 tys. zł ziobryści zebrali w darowiznach, a ze składek członkowskich uciułali 70 tys. zł. Najbardziej hojni byli europosłowie Patryk Jaki (41 tys. zł) i Beata Kempa (37 tys. zł). Maciej Szota, asystent Jakiego akredytowany przy PE, dołożył do wspólnej kasy 12 tys.