Obóz władzy traci pewność siebie, choć nie rezygnuje z arogancji, bo ta dotąd się opłacała. W zderzeniu z coraz twardszą rzeczywistością linia PiS zaczyna się jednak załamywać, a opowieści premiera Morawieckiego i prezesa Kaczyńskiego są coraz bardziej niszowe. Po raz kolejny okazuje się, że rządzącej dzisiaj formacji najlepiej wychodzą przelewy z budżetu do portfeli, każdy problem próbuje wykupić publicznymi pieniędzmi; tym razem jest to węgiel plus. Zamiast rozwiązywać kwestie gospodarki systemowo, na lata, szukając porozumienia z różnymi środowiskami, stosuje metodę z paska TVP: „Rząd zapewni wsparcie dla Polaków”. Ale dzisiejsza sytuacja wymyka się już takiemu prostemu „wsparciu”.
Władza sięga też po inne stare chwyty, melodie znane, pytanie – czy wciąż lubiane: Niemcy jako zło wcielone, Tusk jako Niemiec, LGBT w roli burzyciela zdrowych rodzin, Unia Europejska, której trzeba powiedzieć „koniec tego dobrego”, także ostateczne „dokończenie reform w sądownictwie”. Powrót do przeszłości ma zapewnić PiS-owi przyszłość. Ale teraz sytuacja premiera Morawieckiego jest wyjątkowo trudna, skoro sam prezes Kaczyński musiał zapewnić, że nie zwolni go z funkcji. Kiedy dojdzie do wniosku, że trzymanie Morawieckiego szkodzi perspektywom PiS, pozbędzie się go błyskawicznie; tak zrobił wcześniej z Marcinkiewiczem, a potem z Szydło. Już zresztą rozpoczęły się rozliczenia i zrzucanie z sań, jak zwolnienie z rządu zajmującego się energetyką Piotra Naimskiego; od tej dymisji nie przybędzie węgla, to efekt walk frakcyjnych pod dywanem władzy, z fuzją Orlenu i Lotosu w tle.
Pojawia się pytanie: czy te kłopoty rządzących zwiastują polityczny przełom? To wciąż nie jest jasne. W ostatnim czasie pojawiła się największa pandemia od stu lat (wciąż niezakończona), największa wojna od 1945 r.