Na drugiej co do wielkości rzece w Polsce mamy katastrofę ekologiczną o ogromnej skali. Państwowe służby długo nie reagowały na niepokojące sygnały. A alert RCB ostrzegający o zagrożeniu mieszkańcy nadodrzańskich miejscowości dostali dopiero w piątek po południu.
Z badań przeprowadzonych w Niemczech w ciągu kilku godzin od ujawnienia przez media skali katastrofy wynika, że Odra została skażona rtęcią. Po stronie polskiej początkowo bagatelizowano sprawę, a informacje z inspektoratów ochrony środowiska wzajemnie się wykluczały. Przekazano więc martwe ryby do analizy – być może wyniki z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach wyjaśnią, co zabiło Odrę.
Odra jest martwa
Państwo polskie przez dwa tygodnie w tej sprawie nie zrobiło prawie nic. Masowe śnięcie ryb od 26 lipca w rzece zgłaszali wędkarze, którzy na własną rękę wyławiali je, by nie dopuścić do zagrożenia sanitarnego. Posłowie z Zielonych (KO) słali pytania do ministerstw i Wód Polskich. Bez odpowiedzi. I kiedy w Polsce pobierano kolejne próbki wody do badania, Niemcy podali wyniki swoich. W Odrze stwierdzono obecność rtęci, jednego z najbardziej trujących pierwiastków. Stężenie było tak wysokie, że badania zostaną powtórzone, by rozwiać wątpliwości. Przy okazji ujawniono, że mimo istnienia Międzynarodowej Komisji do spraw Zanieczyszczenia Odry polscy urzędnicy w ogóle nie informowali niemieckich partnerów o jakimkolwiek zagrożeniu.
Nie informowano też mieszkańców nadodrzańskich miejscowości. Dopiero 11 sierpnia na Dolnym Śląsku władze województwa wydały zarządzenie o zakazie łowienia ryb w Odrze i ich spożywania. Zakaz ma obowiązywać do końca września, ale w ocenie ekologów wędkarze mogą zapomnieć o Odrze na co najmniej 10 lat. Rzeka jest martwa. Masowo giną w niej nie tylko ryby, ale też małże i kraby, będące do tej pory wskaźnikiem czystości wód rzeki.