Rzecz nie tylko w tym, że w sytuacji coraz rozleglejszego i pogłębiającego się polityczno-gospodarczego kryzysu wiceminister rolnictwa Norbert Kaczmarczyk urządza sobie weselisko na ponad pół tysiąca gości (wśród nich licznie reprezentowani koledzy z rządu i partii). A na zabawę sprasza do Gościńca w Czuszowie, otoczonego fontannami i stylizowanego na pokaźny magnacki pałac. Sam zaś zajeżdża tam z wybranką pancerną, acz z racji okoliczności białą limuzyną marki Hummer. Lud dawno przecież za swoją przyjął regułę praktykowaną niegdyś (i zgubną!) przez polską szlachtę: postaw się, a zastaw się. Równocześnie w potocznym obiegu pojawiło się powiedzenie: kto bogatemu zabroni... Dziennikarze szacują, że impreza tych rozmiarów kosztuje „między 200 a 300 tys. zł”.
Problem też nie w tym jedynie, że ślubne show uświetnia koncert zespołu Bayer Full oraz kawalkada jadących na sygnale wozów straży pożarnej. Disco polo jest wszak w kraju nader popularne. Jednostki OSP natomiast – w przerwach między faktycznie ofiarną i ciężką służbą – tradycyjnie uświetniają na polskiej wsi co ważniejsze uroczystości. Tym razem było to po prostu weselisko. Może zresztą pan młody też był (lub wciąż jest!) członkiem ochotniczej straży pożarnej?
Czytaj też: Smutne pytanie o powagę większości brylującej dziś w Sejmie
Wesele wiceministra. Pleban święci traktor
Nieco większe kłopoty można mieć ze zrozumieniem, by tak rzec, formuły prezentu. I nie chodzi o to, że para młoda miała dostać traktor. Jak można usłyszeć na filmie dokumentującym przekazanie kluczyków do ciągnika, a ogłoszonym przez przedstawicieli jej producenta, firmy John Deere, życzą oni nowożeńcom „bezawaryjnej pracy i jak najwyższych plonów”. Oraz „wszystkiego dobrego na nowej drodze życia”. Potem zaś – znowu ta tradycja! – traktor zostaje uroczyście poświęcony przez plebana, a sam obdarowany minister/Pan Młody polewa pojazd szampanopodobnym trunkiem musującym (bo chyba jednak nie szampanem?). I robi honorową rundkę pojazdem wokół gościńca/„pałacu”. W filmiku reklamowym reprezentant dealera opowiada, że to brat „pana ministra” wybrał na ślubny podarek traktor, który akurat był „na oddziale”, więc oni „z miłą chęcią” pojawili się przed domem weselnym, by wręczyć prezent „panu ministrowi”.
Tak się składa, że chodzi o model 8R 340, wart – jak ustalili skrupulatni dziennikarze – ok. 1,5 mln zł. To pokaźna maszyna przeznaczona do pracy na dużych areałach. Tymczasem gospodarstwo wiceministra rolnictwa ma – wedle oświadczenia majątkowego polityka rolnika – powierzchnię ledwie 16,6 ha. Do obrobienia takiej roli wystarczyłaby chyba dużo mniejsza, a pewnie i mniej specjalistyczna, nie tak luksusowa i dużo tańsza maszyna. Radio RMF i „Gazeta Wyborcza” przypomniały też ministrowi, że sam mówił niegdyś w mediach, że „mocne maszyny”, kosztujące „już ponad milion złotych”, są przeznaczone do pracy na obszarach „przekraczających, na przykład, 1000 ha”. Znamienne, że minister rolnik deklaruje też, że z uprawy osiąga stosunkowo niewielkie dochody: w ubiegłym roku tylko 5,1 tys. zł.
Dziennikarze podnoszą ponadto, że ministrowi zdarzało się już uczestniczyć w akcjach publicznych, w których pojawiały się produkty firmy John Deere.
Czytaj też: PiS liczy na naiwność. 7 nowych legend wojennych władzy
Pan młody wali ostro
Najdziwniejsza okazuje się reakcja wiceministra na wątpliwości wyrażane co do, powiedzmy, kontekstu jego wesela – etycznego wymiaru styku polityki, biznesu, reklamy i w końcu (last but not least) ostentacyjnego przepychu zabawy elity suwerena.
Młody (wiceminister Norbert Kaczmarczyk ma 32 lata) urzędnik naczytał się (albo nasłuchał od starszych towarzyszy z partii), że w polityce, a może i w życiu, najlepszą obroną jest atak. Więc wali ostro – choć wcale nie na oślep. Najpierw mianowicie ogłasza, że luksusowy ciągnik kupił niedawno jego brat, a potem „z okazji wesela” przekazał mu maszynę „w użytkowanie”. Miało to wszelako „charakter symboliczny”. Teraz razem w gospodarstwie będą mogli z traktora korzystać, ale to „brat pozostaje jego właścicielem”.
Nie było zatem mowy o żadnym prezencie. Był jedynie – a w zasadzie aż – piękny gest braterskiej miłości, rodzinnej pomocy i wspólnoty. Może przy okazji Norbert Kaczmarczyk stworzył absolutnie nowatorską formułę ślubnego prezentu – coś ostentacyjnie parze młodej na nową drogę życia dać, ale równocześnie nie dać. Może tym razem sprzeczną z tradycją, ale jakże atrakcyjną dla co bardziej skąpych gości weselnych (a rozwojowo i innych imprez: chrztów, komunii, imienin itd.).
Co więcej, niczym rasowy bokser Norbert Kaczmarczyk idzie za ciosem. Znowu wedle najlepszych wzorów zaczerpniętych od politycznych mistrzów z koalicji. Grzmi mianowicie o „brutalnym ataku politycznym”.
Po pierwsze, na swoją rodzinę – tu w domyśle mamy pewnie żałować nie tylko braci, ale zwłaszcza świeżo pojętej małżonki, bo, jak donosi Wirtualna Polska, para musiała skrócić podróż poślubną, aby Pan Młody mógł z pomocą ludzi TVP odpierać zarzuty.
A po drugie, co jest politycznie, ba, niemal geopolitycznie ważniejsze, „na całe rozwijające się polskie rolnictwo”. Zaatakowany brutalnie wiceminister wyraża bowiem ubolewanie, że nie ma już polskich producentów ciągników. Winnych wskazuje wprost i po nazwiskach. Wywodzi: „To przez skandaliczną politykę gospodarczą prowadzoną przez liberałów takich jak Balcerowicz czy Tusk (sic! – KB) w latach 90. niszczono polskie fabryki ciągników i kombajnów zbożowych”. Zapewnia przy tym, i tu pojawia się właśnie wymiar międzynarodowy, że „wbrew tej agresji będziemy się dalej rozwijać i nie damy się wypchnąć z europejskich rynków” (cytaty za Klaudiuszem Slezakiem z Radia Nowy Świat).
Zbiorowym podmiotem domyślnym jest tu zapewne polski chłop. Po rundce traktorem na swoim ślubie wiceminister wzywa więc chłopski stan do walki w obronie wsi. Pewnie gdzieś kiedyś obiła mu się o uszy piękna skądinąd, choć i pięknoduchowska fraza: „Tym, którzy żywią i bronią, chłopom polskim, szczęść Boże!”.
Czytaj też: Gwiazda internetu. Poseł Kowalski otwiera nóż i rozbiera się do rosołu