Resort Czarnka przegapił sprawę – zabrakło pieniędzy na podręczniki. Czegoś takiego nie było od lat
To problem, z którym nieoczekiwanie musieli się zmierzyć zarówno dyrektorzy szkół z wielu regionów, jak i samorządowcy oraz wydawcy podręczników. Pieniądze z dotacji, które Ministerstwo Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka przekazuje na zakup książek dla podstawówek, okazały się za małe. Czegoś takiego nie było od lat.
Czytaj też: Szkoła według Czarnka. Dopala się kaganek oświaty
Ministerstwo wysyła trzy czwarte pieniędzy
System działa tak: rodzice uczniów szkół podstawowych nie płacą za podręczniki swoich dzieci do przedmiotów obowiązkowych. Według przepisów – przyjętych jeszcze za rządów PO-PSL w 2014 r. – placówki dostają na nie dofinansowanie. Ile? Najpierw na podstawie liczby uczniów zgłaszają, jak dużo pieniędzy będą potrzebować, potem zamawiają książki, które przez trzy lata pozostają w użyciu. Są własnością szkoły, dzieci je wypożyczają. Co roku sukcesywnie wymienia się takie komplety dla kolejnych klas (w tym roku dla trzeciej i szóstej). Ponadto zamawia się podręczniki dla nowych uczniów, jeśli dołączają do pozostałych klas, oraz ćwiczenia dla wszystkich, bo ich można użyć tylko raz.
Dyrektorzy najczęściej pod koniec czerwca składają zamówienia w wydawnictwach. Informacja o potrzebnych kwotach jest przekazywana wcześniej – wiosną najpierw do organów prowadzących (zwykle to samorządy). Od nich zamówienie idzie do kuratoriów, wojewodów i w końcu do MEiN. Pieniądze przelewane są w transzach: wiosną, w wakacje i jesienią. Z tym że ta trzecia transza to ma być tylko niewielka korekta w związku z różnicami w liczbie uczniów, już po rozpoczęciu roku szkolnego.