Tymczasowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej we wrześniu przywróciła do orzekania, lub odmówiła zawieszenia w obowiązkach, siedmioro sędziów. W uzasadnieniach sąd powoływał się na prezydencką nowelizację, w myśl której nie można karać sędziów za wyroki, i – co jest sensacją – na „uchylony” przez Trybunał Julii Przyłębskiej wyrok Trybunału w Strasburgu, że sędziowie powoływani przez neoKRS nie są sędziami. Sędzia Wiesław Kozielewicz powiedział też, że nawet za PRL władza nie odsuwała od orzekania sędziów za niekorzystne dla niej wyroki. W sumie na wokandzie były sprawy 17 sędziów i pewnie wszyscy zostaliby przywróceni, gdyby nie to, że nie uznając tego sądu, złożyli wnioski o zbadanie bezstronności sędziów.
A więc widać, że władza, oficjalnie plując jadem na Unię, postanowiła jednak zawalczyć o jej pieniądze, wiedząc, że UE rozlicza za czyny, a nie za słowa.
No i tu niespodzianka: prezydent Andrzej Duda nagle powołał stały skład IOZ. Zrobił to po drugim dniu rozpraw, gdy tymczasowa IOZ taśmowo przywracała sędziów do orzekania. To wygląda na celowy policzek wymierzony Unii, bo większość z powołanych stałych członków IOZ to neosędziowie (6 na 11). Może Duda nie chciał dopuścić do kolejnych przywróceń, bo po powołaniu sędziów stałych sędziowie tymczasowi tracą mandat do orzekania w IOZ.
I tu następna niespodzianka: pierwsza prezes Sądu Najwyższego nie zmieniła składów sędziowskich. Nie było żadnego oficjalnego wyjaśnienia, jak to możliwe. Według ustawy IOZ liczy 11 członków, a teraz stałych i tymczasowych jest 16. O co chodzi? O to, żeby można było zakwestionować przywrócenia do orzekania, o których zdecydowali tymczasowi sędziowie, gdy Unia już da pieniądze na KPO? A może to jakaś walka buldogów pod dywanem, a jednym z tych buldogów jest prezes Małgorzata Manowska, która pokłóciła się nie tylko z ministrem sprawiedliwości, ale także z prezydentem?