Nędzne cele
Nędzne polskie cele. Ziobro „reformuje” więziennictwo. Pachnie Białorusią
Mur Zakładu Karnego Białołęka z roku na rok robi się jakby coraz wyższy. Przynajmniej symbolicznie, bo coraz mniej zza niego dochodzi wieści. Te z 18 września potrzebowały dużo czasu, żeby przesączyć się do świata zewnętrznego. Z., który właśnie wyszedł zza tego muru, daje się poczęstować papierosem i z ociąganiem zaczyna opowiadać, jak było. – Po kajutach poszło, że sztama w niedziele, nie będziem szamać. Jeden nieczłowiek na celi zapytał, czy nie będziem żreć. Ja już po tym wiedziałem, że z tego buntu to nic nie będzie – mówi Z. i milknie, bo w sumie to sam nie wie, czy powinien to wszystko mówić drugiemu nieczłowiekowi, czyli niegrypsującemu. Żreć to w grypserze donosić. Tylko że teraz grypsujący są jak Indianie – rdzenna ludność zakładów karnych, ale na wymarciu.
Ogólnie to determinacja była duża, bo Z. mówi, że słyszeli, jak w niektórych celach nie odbierają jedzenia. A byli i tacy, że rzucali tacą, co w więziennych realiach jest jak wypowiedzenie wojny. No i długo nie trzeba było czekać na reakcję. Tym bardziej że ktoś chyba jednak żarł, bo funkcjonariusze Grup Interwencyjnych Służby Więziennej czekali już w pogotowiu i w pełnym bojowym rynsztunku wyciągali z cel jednego prowodyra po drugim. Odpowiedź na pytanie: – I co? – zawisa w powietrzu jak kłąb papierosowego dymu. – I gówno – odpowiada.
17 września w więzieniach w całej Polsce zaczął obowiązywać znowelizowany Kodeks karny wykonawczy (Kkw), czyli instrukcja, jak się siedzi. A dzień później była próba odpowiedzi ze strony skazanych, którą rzeczowo podsumował Z.
Gorzko, gorzko
Obraz polskiego więziennictwa pędzla wiceministra resortu sprawiedliwości Michała Wosia jest czarno-biały. Było źle.