Można byłoby zapytać prześmiewczo – gdzie Rzym, gdzie Krym? – ale odpowiedź byłaby raczej przewidywalna. Nie brakuje jednak politycznych i związkowych złośliwców przekonanych, że jest ktoś, kto stoi ponad rządem i wszelką władzą. I ten ktoś zorientował się ponoć, że publiczność może odebrać Marsz Godności jako ustawkę rządowo-związkową. Mało tego, może go odebrać nie jako związkowy protest, tylko wyraz poparcia dla rządu, choć nie dla wszystkich jego członków z jednakową mocą – szczególnie jeśli chodzi o pewnego faworyta „Solidarności” widniejącego na zdjęciu z karczmy piwnej (o kogo chodzi? O tym niżej). A żyjemy w czasach, kiedy nie każdy „wyraz poparcia” przekłada się na sondażowe słupki. Bywają wyrazy poparcia mocno ryzykowne.
Czytaj też: Polska kopalniami stoi, a nie ma czym grzać. Co poszło nie tak?
3xP: powstrzymanie, podniesienie i przyjęcie
W czym rzecz? Solidarność miała 17 listopada przejść przez stolicę z postulatami „3xP”: • powstrzymania wzrostu cen energii; • podniesienia wynagrodzeń w sferze budżetowej; • i przyjęcia ustawy o emeryturach stażowych. Pod te żądania wytyczono trasę demonstracji: spod siedziby Komisji Europejskiej na ul. Jasnej przejście pod Sejmem i kancelarią premiera, żeby mocnym akcentem zakończyć na ul. Belwederskiej – pod ambasadą Rosji. Każdy z tych adresów na swój sposób odpowiada za „3xP”.