Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Komisje blisko kościołów? PiS bierze się za ordynację wyborczą

PiS bierze się za ordynację wyborczą. PiS bierze się za ordynację wyborczą. Anna S. Kowalska / Polityka
Nie ma sposobu, by udaremnić skorzystanie z wielu nieuczciwych przewag, bo żadna z nich nie jest powodem do zakwestionowania ważności wyborów. Nie zadziała zawstydzanie, bo PiS nie zna wstydu. To, co przeciwnicy tego rządu mogą zrobić, to gremialnie pójść na wybory.

PiS zapowiedział, że w ciągu dwóch tygodni wniesie projekt zmiany kodeksu wyborczego – doniosło RMF FM. Lansowany jest jako zwiększający transparentność przez zmianę sposobu liczenia głosów. Nie – jak dotąd – w podziale na podgrupy z udziałem mężów zaufania wszystkich biorących udział w wyborach ugrupowań, ale przez całą komisję wyborczą jednocześnie. Ma być tak: przewodniczący komisji każdy głos pokazuje zgromadzonym, mówi, na kogo padł, i komisyjnie sprawdza, czy nie jest nieważny. Jeśli uzna, że jest, cała komisja podejmuje decyzję, czy odkłada na stosik „nieważnych”, czy na stosik „do dalszego liczenia”. Wszystko jest dokumentowane i nagrane.

Czytaj też: Korupcja polityczna, czyli legalne przekupstwo

PiS boi się nie fałszerstw, ale przegranej

Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej sprzed „dobrej zmiany” Wojciech Hermeliński w rozmowie z „Rzeczpospolitą” stwierdził, że takie rozwiązanie sprzyja przejrzystości wyborów, ale też zastrzega: „Warto się zastanowić, czy trzeba mnożyć zabezpieczenia transparentności, skoro istniejące są wystarczające: np. mężowie zaufania z rozbudowanymi uprawnieniami”.

Chodzi oczywiście o zabezpieczenia przed fałszowaniem wyborów, a takie oskarżenia pojawią się z pewnością w razie przegranej PiS. Z punktu widzenia spokoju społecznego zmiana przepisów o liczeniu głosów – nawet jeśli sprawi, że wyniki poznamy później – może być do przyjęcia.

Tylko że PiS boi się nie fałszerstw, ale przegranej. Dlatego w projekcie jest mechanizm, który może pomóc mu wygrać.

Reklama