Władza ludowa
PiS ruszył z kopyta i już orze. Kupuje wieś, bo elektorat się trochę obraził
Z perspektywy dużego miasta takie pomysły łatwo wydrwić. Jak choćby słynne „Krowa plus” – czyli dopłaty dla hodowców krów i świń; pomysł wrzucony na miesiąc przed ostatnimi eurowyborami. Czy „Bitwa o wozy” – konkurs dla gmin na największą frekwencję w wyborach prezydenckich (nagrodą były wozy strażackie). Ale w PiS nie mają w zwyczaju przejmować się opiniami tych, którzy i tak na nich nie głosują. Sondują, analizują, a potem dają lub obiecują. Wiedzą, że tego typu inicjatywy przebijają się na wsi bez względu na to, ile memów wyprodukują wielkomiejscy szydercy. A utrzymanie przy sobie poparcia wsi jest dla partii rządzącej kluczowe – politycy PiS wielokrotnie podkreślali, że to dzięki tym głosom są u władzy.
Przez lata siali na wsi propagandowe ziarno, wyrugowali stamtąd Platformę i PSL, zakorzenili się, więc nie odpuszczą. Tym bardziej że tutaj ta polityczna walka ma inny wymiar: PiS nie musi się martwić, że którakolwiek z partii opozycyjnych podbierze mu wyborców – zagrożeniem jest głównie demobilizacja i rezygnacja z uczestnictwa w wyborach. A najwięcej kłopotu sprawiają nie Tusk, Hołownia czy Kosiniak, ale rolnicy malkontenci, którzy w lokalnych społecznościach cieszą się uznaniem, są słuchani, mogą więc potęgować rozczarowanie władzą. Ale i na to PiS szuka sposobu.
„Chłopi są pazerni, daje się im parę złotych przed wyborami i na nas zagłosują” – tak Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa w pisowskim rządzie, kilka tygodni temu relacjonował słowa, które usłyszał z ust samego Jarosława Kaczyńskiego. Jak dodawał: „To jest takie myślenie pogardliwe, wielkomiejskie, inteligenckie. Również niestety komunistyczne, bo to komuniści chłopów w ten sposób oceniali” (Polsat News).