Jakie będą skutki lex Kaczyński
Jakie będą skutki lex Kaczyński? PiS ich nie przewidział
Prezes Kaczyński wpłacił 50 tys. na ukraińskie wojsko, Radosław Sikorski poczuł się tym usatysfakcjonowany (swoją drogą wielkodusznie, bo prezes go nie przeprosił), a więc PiS głosi koniec afery lex Kaczyński. Nie może być bowiem lex Kaczyński, skoro prezes PiS nie będzie jego beneficjentem.
PiS uznał, że problem się skończył – ale dla każdego, kto chciałby w sądzie cywilnym bronić swojego dobrego imienia, właśnie się zaczyna. Przepis nazwany imieniem prezesa, przemycony w nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego, zostaje. Przynajmniej nic nie słychać, żeby PiS zamierzał się z niego wycofać. Jeśli wejdzie w życie, to wnoszenie do sądu pozwów o ochronę dóbr osobistych, gdzie żądaniem będą publiczne przeprosiny i/lub zadośćuczynienie, przestanie mieć sens. Według nowelizacji, jeśli ktoś przegra taki proces i sąd zasądzi publikacje przeprosin, może po prostu wyroku nie wykonać. Dostanie wprawdzie do 15 tys. zł grzywny, ale jednorazowo, i na tym sprawa się kończy. Co prawda komornik ma wydrukować zasądzone przeprosiny, ale w Monitorze Sądowym, którego żaden nie prawnik, nie sędzia (tam ukazują się obwieszczenia o wolnych stanowiskach sędziowskich) i nie komornik (obwieszczenia o licytacjach) nie ma okazji wziąć do ręki.
Sens przeprosin polega na tym, że publicznie zdejmują one z obrażonego odium, które wcześniej publicznie na niego nałożono. Istnienie lex Kaczyński sprawi, że procesy o ochronę dóbr osobistych przestaną mieć sens: jeśli obrażony będzie chciał zawiadomić opinię publiczną, że został spostponowany niesłusznie, będzie to musiał zrobić na własny koszt. Przestanie więc mieć rację bytu jedna z fundamentalnych instytucji prawa cywilnego. W imię czego? Może politycy Zjednoczonej Prawicy boją się, że jeśli stracą władzę, będą narażeni na procesy o ochronę dobrego imienia po tym wszystkim, co wygadywali przez osiem lat, szkalując ludzi, których uważali za politycznych wrogów?