Czy ciemna i ponura przeszłość (i teraźniejszość) biznesowo-polityczna Jarosława Kaczyńskiego oraz związanych z jego Porozumieniem Centrum i PiS spółek, powołanych w celu przejmowania nieruchomości w Warszawie oraz czerpania z nich zysków, finansujących życie i działalność polityczną prezesa, może mu zaszkodzić w nadchodzących wyborach? Trudno powiedzieć, lecz na pewno warto dołożyć starań, aby Polacy dowiedzieli się, że Kaczyński, wykazujący się pewną abnegacją i skłonnością do niechlujstwa, z pewnością nie jest kimś, kogo „pieniądze w ogóle nie interesują”. Kaczyński to nie „drugi Gomułka”, choć czasami wydaje się, że na kogoś takiego pozuje.
Kaczyński jawnie kpił
Wszyscy pamiętamy opublikowaną przez „Gazetę Wyborczą” w 2019 r. rozmowę Kaczyńskiego ze swym powinowatym, architektem i biznesmenem austriackim Gerardem Birgfellnerem. Domagał się on wypłaty należności w wysokości ok. 1,3 mln euro za prace projektowe związane z planem wybudowania przy ul. Srebrnej w Warszawie dwóch wieżowców dla PiS i jego przybudówek (tzw. Kaczyński Towers). Chciał też zwrotu 50 tys. zł, które wypłacił ks. Rafałowi Sawiczowi z zarządu spółki Srebrna w zamian za głosowanie po myśli prezesa spraw związanych z inwestycją. Kaczyński jawnie zakpił wówczas ze swego niefortunnego kontrahenta, polecając mu, żeby sobie złożył pozew o zapłatę należnej kwoty. W jednej chwili upadł wizerunek Kaczyńskiego jako nieporadnego idealisty, któremu wiele można zarzucić, lecz na pewno nie to, że kieruje się chciwością i prowadzi dwuznaczne interesy.
O tym, że interesy prowadzi, i to nader nieetyczne, wiedzieli od dawna ci, którzy czytali artykuły na temat prapoczątków imperium PiS, kombinacji ze spółką Telegraf oraz Fundacją Prasową „Solidarność”.