Sfałszują wybory?
Czy grożą nam sfałszowane wybory? Ostrożnie z takimi przepowiedniami
O możliwość sfałszowania wyborów już otwarcie oskarżają się liderzy obu głównych sił. Pierwszy użył tej karty Jarosław Kaczyński – zapowiadając stworzenie przez władzę kilkudziesięciotysięcznego „korpusu ochrony wyborów” – chociaż opowieść o opozycji fałszującej wybory pewnie nawet w oczach co bardziej trzeźwych zwolenników prawicy nie trzyma się kupy. Ale od jakiegoś czasu odbija mu piłkę Donald Tusk. A do tego niemało szumu narobiła epatująca „sfałszowanymi wyborami” okładka „Newsweeka”. Ilustrowała ona wywiad z byłym lokalnym działaczem PiS, który przyznał się, że swego czasu jako członek komisji wyborczej osobiście brał udział w procederze fałszowania.
Gęstnieje więc atmosfera wzajemnych podejrzeń. Tegoroczne sondaże pokazują, że już połowa Polaków nie wyklucza wyborczego przekrętu, a mniej więcej jedna trzecia wręcz się go spodziewa. Chociaż wyborcom PiS w niewielkim stopniu spędza sen z powiek. Inaczej w elektoracie opozycji, który już w dwóch trzecich lęka się szachrajstwa nad urną. W najbardziej zaangażowanych bańkach społecznościowych proroctwo o fałszerstwie bywa wręcz przyjmowane jak coś oczywistego i w sumie nieuchronnego. Jego wyznawcy mienią się tutaj rzecznikami zdrowego rozsądku i politycznego realizmu. Podważając ugruntowane przekonanie, można się narazić na zarzut bycia piątą kolumną PiS. Bez wątpienia mamy więc do czynienia z istotnym zjawiskiem, które – jak można przypuszczać – w miarę zbliżania się wyborów będzie narastać. Warto więc trzeźwo ocenić, w jakim stopniu obawa jest uzasadniona?
To jeszcze nie Białoruś
Wstępna odpowiedź musi być krótka i niestety mało konkretna: to zależy. Bo najpierw należałoby uściślić, co tak naprawdę kryje się za pojęciem „sfałszowanych wyborów”.