Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Od kogo Patrycja Kotecka kupiła mieszkanie

Zbigniew Ziobro i Patrycja Kotecka w Krakowie na ślubie kościelnym Jacka Kurskiego w 2020 r. Para rzadko pokazuje się publicznie. Zbigniew Ziobro i Patrycja Kotecka w Krakowie na ślubie kościelnym Jacka Kurskiego w 2020 r. Para rzadko pokazuje się publicznie. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Tomasz Piątek, autor książek o Antonim Macierewiczu, Mateuszu Morawieckim i Jarosławie Kaczyńskim, napisał w „Gazecie Wyborczej”, że żona ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry kupiła kilkanaście lat temu mieszkanie od dewelopera powiązanego z rosyjskimi biznesami.

KATARZYNA KACZOROWSKA: – Właśnie opisał pan, że Patrycja Kotecka, żona ministra sprawiedliwości, w 2010 r. blisko 150-metrowe mieszkanie kupiła od byłego współpracownika SB. I człowieka powiązanego biznesowo z Jackiem Kotasem z Grupy Radius, który wytoczył panu proces za opisanie jego związków z rosyjskimi oligarchami i mafią. Pierwsze pytanie brzmi: przecież nikt nie sprawdza sprzedawcy mieszkania w zasobie archiwalnym IPN. I to jeszcze w 2010 r., kiedy Ziobro był poza rządem.
TOMASZ PIĄTEK: – Za tym pytaniem stoi założenie, że Patrycja Kotecka nie wiedziała, kim jest jej deweloper, który sprzedał jej mieszkanie. Ona sama przedstawia taką wersję. Twierdzi, że kupiła drogie, luksusowe mieszkanie bez zniżki od człowieka, którego znalazła przypadkowo w internecie, a potem spotkała tylko dwa razy w życiu. Niestety, za dużo mamy przypadków w tej historii, żeby założyć, że to tylko przypadki.

Czytaj też: Rodzina PiS na swoim, czyli dojenie państwowych spółek

Co więc jest ważne w tej sprawie?
Dla zrozumienia sprawy kluczowa jest deweloperska Grupa Radius, z którą współpracował Andrzej Kozłowski, deweloper Koteckiej. Współzałożyciel Grupy Radius, miliarder Robert Szustkowski przez lata utrzymywał ścisłe związki z kremlowskimi oligarchami Andriejem Skoczem i Lwem Kwietnojem. Niepokojąca koneksja? Niestety, takich jest więcej.

To znaczy?
Po pierwsze, wygląda na to, że Kotecka nie była jedyna. Menedżerzy Grupy Radius mają bowiem niejakie doświadczenie w oferowaniu nieruchomości politykom tzw. dobrej zmiany. Drogą nierównej wymiany przekazali Adamowi Glapińskiemu podwarszawską posiadłość z pałacem. Sprawę dokładnie opisał Grzegorz Rzeczkowski w „Gazecie Wyborczej”.

Po drugie, „Wyborcza” ujawniła też zeznania gangstera, świadka koronnego, który opisywał związki Koteckiej z gangiem pruszkowskim. A gang pruszkowski blisko współdziałał z mafią sołncewską – wielką rosyjską organizacją przestępczą, współpracującą ze specsłużbami Kremla. Ważnymi postaciami w mafii sołncewskiej byli wspomniani przeze mnie wyżej oligarchowie Skocz i Kwietnoj. Przypomnę: to przyjaciele i patroni Szustkowskiego, który zakładał Grupę Radius.

Po trzecie, wieloletnim znajomym i partnerem biznesowym dewelopera Koteckiej był drugi współzałożyciel Grupy Radius Maciej Domżała. Panowie znali się już w latach 80. W tym samym czasie Domżała współdziałał ze słynnym gangsterem Janem L., który wspierał i finansował poczynania Pruszkowa. Po czwarte, Jan L. uczestniczył w wyłudzeniach SKOK-u Wołomin. Kierownictwu sieci SKOK zarzucano, że tolerowało te przestępstwa lub w nich uczestniczyło. A dla szefów sieci SKOK przez lata pracowała Kotecka.

Czytaj też: Na kogo Ziobro zbiera haki

Jak trafił pan na trop tego mieszkania?
Tu muszę podziękować dziennikarce Magdalenie Rigamonti, która powiedziała mi, że Ziobrowie mają apartament przy Nowoursynowskiej. Została tam kiedyś zaproszona. Znalazłem adres, gdyż Kotecka zarejestrowała pod nim firmę i w ten sposób trafił do domeny publicznej. Przeczytałem księgę wieczystą. Znalazłem w niej prywatnego dewelopera Andrzeja Kozłowskiego. A gdy w Krajowym Rejestrze Sądowym zobaczyłem, że Kozłowski wcześniej współpracował z Grupą Radius, zrobiło się ciekawie.

Pisze pan, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w mieszkaniu swojej żony, gdzie prowadziła działalność firmową, spotykał się z różnymi ludźmi i nocował w nim. To też wcale nie musi być dziwne czy budzące wątpliwości.
Byłoby dziwne, gdyby Ziobro nigdy nie odwiedzał mieszkania żony. Trzeba jednak pamiętać, że menedżerzy Grupy Radius prowadzili spółki, do których należała słynna podsłuchowa restauracja Sowa & Przyjaciele. A potajemne nagrywanie polityków to jedna z metod, za pomocą których mafia sołncewska zapewniała sobie bezkarność przez lata. Przede wszystkim zaś stojące za tą mafią kremlowskie służby regularnie stosują podsłuchy i ukryte kamery, by kompromitować lub szantażować zachodnich polityków. Grzegorz Rzeczkowski udowodnił, że służby Kremla maczały palce również w tym, co działo się w Sowie. Zapytałem ministra Ziobrę, czy apartament żony został sprawdzony pod względem urządzeń nagrywających. Nie odpowiedział.

Czytaj też: Skąd się wziąl majątek PiS

Co według pana jest w tej sprawie zastanawiające? Podnoszone co jakiś czas związki żony ministra z ludźmi z mafii pruszkowskiej, które miała mieć jako dziennikarka jednego z tabloidów? Czy raczej zaskakujące kontakty prominentnych postaci Zjednoczonej Prawicy z ludźmi prowadzącymi interesy z rosyjskimi oligarchami?
Obie sprawy są skrajnie niepokojące. Tym bardziej że wiążą się ze sobą ze względu na współpracę Pruszkowa z Sołncewem. A jeszcze większy niepokój budzi to, że Zbigniew Ziobro, deklaratywnie antyrosyjski, jednak działa w interesie Kremla. Wtedy, gdy atakuje Unię Europejską i zachodnie wartości takie jak praworządność. Aczkolwiek dodałbym, że kremlowskich powiązań „dobrej zmiany” nie nazwałbym już zaskakującymi. Kilka książek o tym napisałem, podobnie jak Grzegorz Rzeczkowski. Wystarczy wymienić takie nazwiska, jak Macierewicz, Morawiecki, Glapiński czy choćby Andruszkiewicz, którego niezależny węgierski think tank Political Capital nazwał narzędziem Kremla.

Ile takich „ruskich trupów” w szafach pana zdaniem może być pochowanych?
Obawiam się, że bardzo dużo. Wspominałem o Macierewiczu, Morawieckim, Glapińskim i Andruszkiewiczu – ale jest tego przecież więcej. Związki posła Bartosza Kownackiego z jawnym agentem Kremla Mateuszem Piskorskim. Wizyty wicemarszałka PiS Ryszarda Terleckiego na Białorusi, gdzie Terlecki publicznie chwalił... politykę imigracyjną reżimu Łukaszenki. Czy wreszcie sam Jarosław Kaczyński, o którym napisałem książkę „Kaczyński i jego tajemnice”.

Pisałem w książce, że Kaczyński w latach 1989–90 regularnie się spotykał, wymieniał informacje i biesiadował przy wódce z Anatolijem Wasinem, głównym szpiegiem KGB w Polsce. Zaraz potem zaczął robić wielką karierę dzięki pieniądzom pochodzącym od komunistów, w tym od finansisty Janusza Quandta, członka rady nadzorczej spółki Agencja Gospodarcza. Spółka nadzorowała pieniądze pochodzące z funduszy KGB i przeznaczone do wspierania postkomunistów. Jednak pan Quandt zdecydował, że nie tylko postkomuniści zasługują na wsparcie, lecz także Kaczyński.

Nie tylko ja o tym pisałem. Zależność Kaczyńskiego od komunistycznych pieniędzy została szczegółowo udokumentowana przez dziennikarki „Gazety Wyborczej” Agatę Kondzińską i Iwonę Szpalę w książce „Prezes i Spółki”. Wydobywanie trupów z szafy to brudna i cuchnąca robota. Jednak musimy to robić. Inaczej pozostaniemy bezbronni wobec intryg Kremla.

Czytaj też: Trafił Ziobro na Sasina. Karuzela stanowisk w państwowych spółkach

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną