Wydało się przez przypadek, a w zasadzie przez wiatr. Oto minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przyjechał do Bełchatowa, gdzie w tamtejszej kopalni węgla brunatnego razem z partyjnym kolegą Januszem Kowalskim gardłowali za utrzymaniem polskiego górnictwa, a potem składali wieniec pod tablicą upamiętniającą ofiary wypadków… związanych z wydobyciem węgla. To właśnie wtedy powiał silny wiatr. Poły marynarki ministra uniosły się i oczom świadków (oraz obiektywom telewizyjnych kamer) ukazał się zatknięty na plecach za pasek spodni czarny pistolet.
Czytaj także: Jak Ziobro zaostrza kary. Może jeszcze tortury i przypalanie ogniem?
Ziobro z glockiem
Dziennikarze ustalili, że był to austriacki model Glock 26 umieszczony w specjalnej kaburze. Potwierdził to sam Ziobro, zastrzegając – czy może również chwaląc się? – że „nie jest to taki glock klasyczny, którego można kupić w sklepie”. Sugerował, że chodzi o „pewne zmiany służące celom sportowym”. Tłumaczył, że o pozwolenie na broń postarał się po tym, jak Jan S., zwany „królem dopalaczy”, miał zlecić jego zabójstwo. Dodał też, że pasjami od dłuższego czasu strzela „z różnych rodzajów broni, broni krótkiej, broni długiej”.
[AKTUALIZACJA] | Na wtorkowej konferencji Zbigniew Ziobro poinformował, że "ma status pokrzywdzonego w sprawie zlecenia zabójstwa".https://t.co/H4hFeuWllx
— tvn24 (@tvn24)Zbigniew Ziobro ![]()
Reklama