Wydało się przez przypadek, a w zasadzie przez wiatr. Oto minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przyjechał do Bełchatowa, gdzie w tamtejszej kopalni węgla brunatnego razem z partyjnym kolegą Januszem Kowalskim gardłowali za utrzymaniem polskiego górnictwa, a potem składali wieniec pod tablicą upamiętniającą ofiary wypadków… związanych z wydobyciem węgla. To właśnie wtedy powiał silny wiatr. Poły marynarki ministra uniosły się i oczom świadków (oraz obiektywom telewizyjnych kamer) ukazał się zatknięty na plecach za pasek spodni czarny pistolet.
Czytaj także: Jak Ziobro zaostrza kary. Może jeszcze tortury i przypalanie ogniem?
Ziobro z glockiem
Dziennikarze ustalili, że był to austriacki model Glock 26 umieszczony w specjalnej kaburze. Potwierdził to sam Ziobro, zastrzegając – czy może również chwaląc się? – że „nie jest to taki glock klasyczny, którego można kupić w sklepie”. Sugerował, że chodzi o „pewne zmiany służące celom sportowym”. Tłumaczył, że o pozwolenie na broń postarał się po tym, jak Jan S., zwany „królem dopalaczy”, miał zlecić jego zabójstwo. Dodał też, że pasjami od dłuższego czasu strzela „z różnych rodzajów broni, broni krótkiej, broni długiej”.
[AKTUALIZACJA] | Na wtorkowej konferencji Zbigniew Ziobro poinformował, że "ma status pokrzywdzonego w sprawie zlecenia zabójstwa".https://t.co/H4hFeuWllx
— tvn24 (@tvn24) March 14, 2023
Tak czy tak, jak podaje jeden ze specjalistycznych portali handlujących bronią, Glock 26 „to ciekawy przedstawiciel sub-kompaktów, czyli pistoletów będących pomniejszonymi wersjami swoich większych braci. Zmniejszenie wymiarów oraz masy broni ma oczywiście na celu łatwiejsze jej skryte noszenie. I to zazwyczaj przez cały dzień, zgodnie z przeznaczeniem broni EDC (every day carry). Glock 26 posiada dwurzędowy magazynek, co pomimo bardzo krótkiego chwytu na polimerowym szkielecie, daje całkiem spore 10 sztuk amunicji w fabrycznie dostarczanym magazynku” (egzemplarz ministra miał mieć jednak magazynek stuningowany na większą porcję naboi).
Czytaj także: Groźna kiełbasa wyborcza, czyli Ziobro idzie na ostro
Szeryf czuje się zagrożony?
Co ważne, Ziobro zarzekał się, że na co dzień broni nie nosi, bo korzysta czy raczej, jak stwierdził, „współpracuje”, z „bardzo dobrze wyszkolonymi, profesjonalnymi funkcjonariuszami” Służby Ochrony Państwa (dawniej BOR). Podczas weekendów jednak – jako że jest „też człowiekiem” – zwalnia ich często „z obowiązku czuwania przez całą dobę”. Tak było i tym razem – bo właśnie jechał z domu via Bełchatów do Warszawy, i tylko dlatego miał mieć przy sobie pistolet. Minister nie omieszkał przy tym dodać, że ma prawo „skorzystać, jak każdy obywatel, z takich środków, które gwarantują mi i mojej rodzinie bezpieczeństwo”.
Tymczasem to przecież Zbigniew Ziobro od lat kreuje się na rodzimego szeryfa, który wreszcie zaprowadził w Polsce porządek oraz twarde prawo i wytęsknioną sprawiedliwość. Teraz okazuje się, że nie do końca mu się udało, bo choć władzę nad wymiarem sprawiedliwości i organami ścigania ma już dość długo, to wciąż czuje się zagrożony.
Chyba że historia z pistoletem za paskiem ma inne wyjaśnienia. Jednym może być – jak chce poseł lewicy Krzysztof Gawkowski – poczucie paranoi. Innym zaś – by użyć terminu Witolda Gombrowicza – poczucie wiecznego chłopięctwa.