Trybunał Przyłębskiej, kalendarzyk Muszyńskiego i walka PiS o KPO. Jak nie kijem, to pałką?
Tym świeżo upieczonym sygnalistą jest Mariusz Muszyński. Sam do tzw. Trybunału Konstytucyjnego – „tak zwanego”, bo od 2015 r. obsadzanego z pogwałceniem procedur – dostał się nielegalną ścieżką. Z czasem wdał się jednak w konflikt ze swoimi mocodawcami, politycznie umoczonymi kolegami z gmachu przy al. Szucha, w tym Julią Przyłębską, pozaprawnie pełniącą funkcję prezeski. Stąd pewnie teraz jego ruch, mający wprawdzie cechy szantażu, ale pozwalający poznać kulisy pisowskiej strategii. Jak się okazuje, też jest oparta na bezpardonowym szantażu sprzęgniętym z równie bezpardonowym żonglowaniem prawem.
Po wyborach się uchyli
Muszyński na swoim blogu pod znamiennym tytułem „O prawie, polityce i życiu” ujawnił właśnie światu (nagłośniła to teraz „Gazeta Wyborcza”): „Jakieś dwa tygodnie temu do jednego z kolegów sędziów – sygnatariuszy pisma o zwołanie Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK w sprawie wyboru kandydatów na Prezesa TK, dotarł jeden ze zwolenników anciene regime. Kolega przekazał nam ten apel. Był mniej więcej tej treści: w sumie to możecie sobie nie chodzić na sprawy. Ale przyjdźcie na tę jedną. Załatwi się wyrok, dostaniemy KPO, a po wyborach to się tę ustawę uchyli”.
Wyjaśnijmy: ludzie zasiadający teraz przy al. Szucha podzielili się ostatnio na dwie frakcje. Pierwszą (ów „ancien regime”) tworzą zwolennicy utrzymania – wbrew przepisom o kadencyjności – Przyłębskiej na fotelu prezeski. Mają wsparcie PiS. Nie bez powodu sam Jarosław Kaczyński od dawna opowiada, jaką to intelektualną ucztą są dla niego rozmowy z nią, toczone zapewne – o czym informowały media – podczas uczt organizowanych przez interlokutorkę w jej apartamencie.