Kraj

Donald Tusk: nie ojciec narodu, ale starszy brat. To było ważne przemówienie

Donald Tusk we Wrocławiu, 24 czerwca 2023 r. Donald Tusk we Wrocławiu, 24 czerwca 2023 r. Marcin Rutkiewicz / East News
Wrocławskie przemówienie Donalda Tuska było ważne i udane pod względem retorycznym. Dał nadzieję, a jednocześnie stawiał wymagania i mobilizował. Nie przemawiał jak „ojciec narodu”, lecz przynajmniej jak „starszy brat”. I to jest dobry ton.

W sobotę 24 czerwca 2023 r., w szesnaście miesięcy po rozpoczęciu gwałtownej inwazji Rosji na Ukrainę, zbudziliśmy się w odmienionej sytuacji politycznej. Od kilkunastu godzin żyjemy pod wrażeniem wieści z Rosji, gdzie być może rozpoczął się krwawy proces upadku dyktatury Putina.

I właśnie na ten dzień zaplanowane zostały dwa wystąpienia wyborcze dwóch najważniejszych polityków w Polsce, a jednocześnie dwóch nieprzejednanych wrogów. Oba przemówienia w dużej mierze koncentrowały się na Bogatyni i Turowie. Jarosław Kaczyński przemawiał na swoim partyjnym wiecu właśnie tam, w miejscu, gdzie bezprzykładna korupcja i nieudolność władzy osiągnęły swoje maksima, a Donald Tusk przemawiał do tłumu wrocławian na jednym z placów starego miasta, wiele miejsca poświęcając tej samej Bogatyni oraz tamtejszym zakładom energetycznym, które stały się kością niezgody między Polską a Czechami i Unią Europejską. Zadbano też o to, aby delegacja z Bogatyni była na wiecu Koalicji Obywatelskiej duża i widoczna.

Kaczyński odbija piłeczkę

Zanim odniosę się dokładniej do przemówienia Donalda Tuska, kilka słów o retorycznym popisie Jarosława Kaczyńskiego. Był on w pewien sposób udany, bo konsekwentny w swojej skrajnej przewrotności i obłudzie. Kaczyński postanowił dokonać zabiegu zwanego dziś „odwracaniem znaczeń”, czyli kłamać najbezczelniej, przypisując własne winy przeciwnikowi. Oto więc sprawa Turowa i nałożone na Polskę kary to dowód nieprzejednanej walki PiS o polską suwerenność i miejsca pracy Polaków. Bogatynia jest przykładem skutecznej walki z korupcją i złodziejstwem, tak charakterystycznymi dla rządów PO. Polska jest krajem wyjątkowym na tle całej Europy, a nawet świata, pod względem praktykowania demokracji, a przede wszystkim pod względem wskaźników gospodarczych. Popiera Unię Europejską, lecz nie da odebrać sobie ani grama suwerenności. Nie zgodzi się na żadną relokację uchodźców, na wprowadzenie euro ani w ogóle na nic, co nie jest dla niej korzystne. To Polska najbardziej ze wszystkich krajów wspiera Ukrainę. To Polska najskuteczniej się zbroi, dzięki czemu zdolna jest odstraszać Rosję i w razie czego zadać jej „miażdżący cios”. Niektórzy nie rozumieją, że tak się sprawy mają, gdyż manipuluje nimi wpływowa stacja telewizyjna, tworząca iluzję alternatywnej rzeczywistości.

Odbijanie piłeczki, zwłaszcza jeśli robi się to z wielką pewnością siebie, to bardzo skuteczna strategia retoryczna. PiS przyjął ją z całą cyniczną determinacją. Na okrzyk „Złodzieje!” odpowiada: „Sami jesteście złodzieje!”. Na „Ruskie onuce!” odgryza się: „Sami jesteście ruskie onuce!”. Opozycja nie ma innego wyjścia, tylko wiązać wykrzykiwane przez siebie epitety z faktami, podawać konkretne przykłady, przypominać o szalbierstwach i niegodziwościach PiS i jego rządów, nie owijając niczego w bawełnę, lecz również nie zmyślając i nie popadając w przesadę.

Czytaj też: Referendum i nic nowego. Kaczyński próbuje resetować kampanię PiS

Tusk nazywa rzeczy po imieniu

Na szczęście PO zaczęła w końcu nazywać rzeczy po imieniu. Mowa Donalda Tuska na wrocławskim Nowym Targu była kolejnym tego dowodem. Warto jej posłuchać, a nawet obejrzeć, bo były premier imponuje sylwetką i werwą, jakby miał nie 66 lat, a połowę mniej. Po Warszawie, Poznaniu i Jeleniej Górze było to kolejne bardzo udane przemówienie trwającej prekampanii wyborczej. Udane, ale i – z powodu szczególnych okoliczności – ważniejsze od tamtych.

Zostawmy na boku wiecowe okrzyki o przebudzeniu, o rozstrzygającej walce i zwycięstwie, które przyjdzie jesienią. To jest, musi być, lecz stanowi rytualny, stały element każdego wiecu; na wiecach PiS jest tak samo. Istotniejsze jest to, co miał Polakom do powiedzenia były i być może przyszły premier w ważnej politycznie chwili. Otóż Tusk uważa to, co dzieje się dziś w Rosji, za „moment historyczny”, początek wojny domowej, która doprowadzi do upadku reżimu Putina. Jest to sytuacja niebezpieczna, w której Polska musi się zachować rozważnie i aktywnie, lecz jednocześnie źródło nadziei dla Ukrainy i dla świata. Rosję czeka chaos, a upadek reżimu nie obędzie się bez niebezpiecznych paroksyzmów. Tymczasem Polska jest krajem pozbawionym poważnego przywództwa i niezdolnym do działania w skali międzynarodowej. Populistyczna, antyunijna retoryka PiS skazuje nas na osamotnienie i sprowadza na nas niebezpieczeństwo. Jako kraj graniczący z Rosją powinniśmy natychmiast wszcząć procedurę zwoływania Rady Północnoatlantyckiej. Czy PiS to rozumie i potrafi to zrobić? Nie, bo Zachód nie rozmawia już z Warszawą, a Kaczyński jest oderwany od rzeczywistości, stając się zakładnikiem własnego cynizmu. Zajmuje się tylko partią i kampanią wyborczą, nie wstydząc się mówić wprost, że wszedł do rządu, aby pilnować wyborów.

Dziesięć afer Rywina nie wystarczy

Tusk przedstawiał Kaczyńskiego jako człowieka zagubionego i niesamodzielnego, manipulowanego przez otoczenie. Oto prezes PiS nakazał zorganizować wiec partyjny w Bogatyni, bo powiedziano mu, że partia ma tam wielkie poparcie. A przecież miejscowi najlepiej wiedzą, jak bezprzykładne złodziejstwo walczy w Turowie o lepsze z indolencją i nepotyzmem. „Co nie ukradną, to zniszczą” – tak działa PiS, który bezwstydnie rozgrabia Polskę, biorąc sobie do pomocy gangsterów.

„Musicie nam pomóc pogonić tę władzę!”, woła Donald Tusk do Polaków. Jednocześnie wzywa do rachunku sumienia (jak rozumiem, również samego siebie i swoich partyjnych kolegów). Pytanie do sumienia sformułował dość eufemistycznie, lecz wystarczająco jasno: „Czy nie za długo pozwalaliśmy na powstawanie takich mechanizmów, które prowadzą do takich reżimów jak Orbána albo Putina?”. To ważny apel i w polityce nieczęsto spotykany. Trzeba być politykiem dużego formatu, aby drażnić narcyzm i miłość własną ludzi, do których się przemawia. Polityk ma wszak schlebiać, chwalić i obiecywać, a nie krytykować i wymagać.

Donald Tusk mówił wiele o korupcji i złodziejstwie w Turowie, lecz o tym piszą też gazety. Bardziej sensacyjnie brzmiały informacje o wysłannikach PiS odwiedzających wielkie media internetowe, takie jak Onet i Wirtualna Polska, z kuszącymi propozycjami ogromnych zakupów akcji w zamian za wprowadzenie do zarządów ludzi władzy. Dodajmy, że jeśli PiS korumpuje wolne media takimi metodami za publiczne pieniądze, to jest to kolejna sprawa, którą musi się zająć Komisja Europejska. Niestety, dziś nawet dziesięć „afer Rywina” nie jest w stanie na większą skalę zainteresować, a tym bardziej oburzyć opinii publicznej. Zdziczenie obyczajów politycznych zdegradowało nasze życie publiczne i morale społeczeństwa do poziomu znanego z najgorszych czasów powojnia. W zasadzie nic, co robi władza, nie jest już w stanie ani zadziwiać, ani wzbudzać sprzeciwu. To warunki bardzo korzystne dla PiS, bo pozwalają nadal kraść bezkarnie, bez obawiania się społecznego gniewu.

Mówił też Donald Tusk o Mateuszu Morawieckim, który pochodzi właśnie z Wrocławia. Z goryczą wspominał jego znaną powszechnie bezwstydną kłamliwość, dzięki której nabył przydomek Pinokio. Mówił też o żenującej, podstępnej „ustawce”, dzięki której Morawiecki zrobił sobie – dla celów kampanijnych – fotografie z dziećmi. Ta historia, może niezbyt znacząca w kontekście całego fresku przedstawiającego skalę i rozmaitość draństw i nadużyć ludzi PiS, miała ilustrować organiczny cynizm PiS, dla którego wszystko bez wyjątku jest materiałem i narzędziem do umacniania swej władzy i nawet w najpoważniejszych i dramatycznych sytuacjach interes partyjny ma pierwszeństwo przed racją stanu i interesem społecznym.

Czytaj też: Turów. Sprawa jest tak zagmatwana, że nawet ci mądrzy się gubią

Czekamy na wizję Polski po wyborach

Jak wiadomo, Kaczyński straszy nas uchodźcami i chce połączyć wybory z referendum, by „wygrywając” referendum, za jednym zamachem wygrać wybory. Tusk nie wyjaśnił, na czym polega to szalbierstwo, bo chciał jedynie wprowadzić do swego przemówienia, w jego kulminacyjnym punkcie, metaforę referendum. Nadchodzące wybory są bowiem właśnie „referendum”: czy chcesz wielkiej, demokratycznej Polski, czy też chcesz, aby Polska stała się małą Rosją Kaczyńskiego?

Przemówienie zaczęło się od wojny w Rosji, a skończyło się na wojnie duchowej. Donald Tusk nie zawahał się uderzyć w manichejski patos. Otóż ta wojna (jak rozumiem, sił dobra z siłami zła), która toczy się w Ukrainie, toczy się również w każdym z nas. O co jest ta wojna? O wolność. Stawką nadchodzących wyborów jest nasze bezpieczeństwo, nasza przyszłość jako demokratycznego, nowoczesnego państwa, należącego do europejskiej rodziny narodów. Ostatecznie jednak ich stawką jest właśnie nasza wolność.

Wrocławskie przemówienie przywódcy opozycji było ważne i udane pod względem retorycznym. Tusk pokazał po raz kolejny swoją determinację, otwartość, szczerość i energię. Dawał nadzieję, lecz jednocześnie stawiał wymagania i mobilizował. Nie przemawiał jak „ojciec narodu”, lecz przynajmniej jak „starszy brat”. I to jest dobry ton. Jednak wciąż czekamy na wizję Polski po wyborach. Miejmy nadzieję, że poznamy ją już niedługo.

Czytaj też: Dlaczego PiS się nie wstydzi. Za tą bezczelnością kryje się metoda

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Radosław Sikorski dla „Polityki”: Świat nie idzie w dobrą stronę. Ale Putin tej wojny nie wygrywa

PiS wyobraża sobie, że przez solidarność ideologiczną z USA Polska może być takim Izraelem nad Wisłą. Że cała Europa będzie uwikłana w wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a Polska jako jedyna traktowana wyjątkowo przez Waszyngton. To jest ryzykowne założenie – mówi w rozmowie z „Polityką” szef polskiego MSZ Radosław Sikorski.

Marek Ostrowski, Łukasz Wójcik
18.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną