Sensacją mianowicie stało się zdjęcie odbytego dopiero co posiedzenia rządu Rzeczpospolitej – o tyle przełomowego, że pierwszego z udziałem świeżo upieczonego wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego. Tylko pamiętliwi – i złośliwi – dziennikarze zauważyli, że odbyło się ono niemal równo w rok po tym, jak Kaczyński ustąpił z tego stolca (nieprawdaż, panie wicepremierze?).
Największą wszelako uwagę zwróciło to, że Pan Premier i Pan Wicepremier zasiedli ramię w ramię u szczytu długiego stołu. Dalej dopiero, po obu jego bokach, znalazło się miejsce dla wyraźnie smutnych pozostałych członków Rady Ministrów RP.
Podkast: Powrót Kaczyńskiego. Czy PiS uda się zresetować kampanię wyborczą?
Z Wiejskiej na Nowogrodzką
Niektórzy komentatorzy nadchodzącą strategię polityczną Rzeczpospolitej wywodzić zaczęli już z tego, że to za Mateuszem Morawieckim zwisała flaga Unii Europejskiej, zaś za Jarosławem Kaczyńskim dumnie powiewał sztandar biało-czerwony. Niby że ten pierwszy będzie grał (oczywiście z narodową dumą) na unijnym froncie, a drugi (kolejność powinna być naturalnie odwrotna) – walczył na krajowym podwórku.
Inni zaczęli się wdawać w analizy ustrojowo-konstytucyjne. I posuwać się do niby-bezczelnej sugestii, że nowy członek rządu jest teraz szefem rządu. Tyle że to akurat od kilku lat nie ma kompletnego sensu. Przecież nawet parlament, a w każdym razie Sejm już w pełni przeniósł się z Wiejskiej na Nowogrodzką.