W obsypanym nagrodami filmie „Wszystko wszędzie naraz” bohaterowie mogli zdobyć supermoc, jeśli zrobili coś bardzo, bardzo dziwnego – działanie radykalnie wykraczające poza normę dawało dostęp do alternatywnych światów, z których czerpali nowe zdolności. Czy z podobną sytuacją mamy obecnie do czynienia w polityce?
Ignorować? Za późno
Weźmy przypadek Konfederacji. W przeszłości cieszyła się opinią partii cyrkowców i radykałów, która może zdobyć wynik powyżej progu wyborczego, ale nie może zyskać szerszego poparcia. Ale w ostatnim czasie, od kiedy zaczęła regularnie uzyskiwać w sondażach wyniki powyżej 10 proc., dojrzewa debata o tym, czy partie opozycji demokratycznej mogą odzyskać jej wyborców.
W tej sprawie funkcjonuje kilka popularnych teorii. Opcja pierwsza: ignorowanie. Zgodnie z tym poglądem, jeśli pomijać Konfederację w debacie, a tym samym nie traktować jej poważnie, nie będzie się jej dawać przestrzeni do wzrostu. Problem w tym, że ten argument słabnie, gdy w mediach społecznościowych partia może samodzielnie budować kanały dystrybucji treści. Do tego coraz trudniej ignorować siłę polityczną, którą popiera spora część wyborców – i która może wylądować w wyborach na trzecim miejscu. To sugeruje, że trzeba spróbować innego sposobu, który mógłby skłonić owych wyborców do zmiany zdania.
Demaskować lub przekonywać?
Sposób drugi: demaskowanie. W tym nurcie mówi się np., że Konfederacja jest rzekomo propozycją dla wolnościowców, ale w rzeczywistości wyznaje poglądy ultrakonserwatywne, nacjonalistyczne i autorytarne.