Kocia zaraza: byle nie rozdrażnić drobiarzy
Kocia zaraza: byle nie rozdrażnić drobiarzy. Co wiadomo dziś?
Światowa Organizacja Zdrowia właśnie ogłosiła raport na temat ptasiej grypy u kotów w Polsce. Jesteśmy pierwszym krajem, który zgłosił „wysoką liczbę” kotów zarażonych ptasią grypą na dużym obszarze. Jednak z powodu bezczynności państwa nie dowiemy się już, w jaki sposób koty się zaraziły. Wiemy, że choroba spowodowała śmierć kilkudziesięciu kotów (niektórzy lekarze weterynarii twierdzą, że przypadków było kilkaset). W Państwowym Instytucie Weterynarii w Puławach spośród 61 zbadanych pośmiertnie kotów i 1 karakala, 34 zwierzęta (w tym karakal) miały wynik dodatni w kierunku obecności wirusa A/H5N1. Wiemy też, że prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ, razem z dwoma zespołami naukowców wyizolował wirusa ptasiej grypy A/H5N1 w próbce surowego mięsa drobiowego z dyskontu, które jadł przed śmiercią jeden z kotów. Kiedy naukowcy poinformowali o tym, w Ministerstwie Rolnictwa i branży drobiarskiej rozpętało się piekło. Jednak służby weterynaryjne nie zaczęły badać mięsa, które wielu właścicieli kotów wciąż miało w zamrażarkach. Nie było żadnych badań na fermach drobiu. Sanepid nie zainteresował się mięsem w sklepach. Ministerstwo zorganizowało za to konferencję prasową, na której oskarżyło o manipulację dziennikarzy oraz naukowców. I zapewniło, że polskie mięso drobiowe jest całkowicie bezpieczne.
– Dziś już jest za późno na badanie mięsa, to trzeba było robić w szczycie zachorowań – mówi prof. Pyrć. – Obecnie nie ma już nowych przypadków i to potwierdza to, co sugerowaliśmy od początku: że koty zaraziły się drogą pokarmową.
Kiedy koty chorowały masowo, zaniepokojeni lekarze weterynarii z kilkudziesięciu lecznic w całym kraju próbowali zainteresować sprawą Państwową Inspekcję Weterynaryjną.