Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Jak żyją żołnierze w Kolnie? Coraz lepiej, wręcz komfortowo

Żołnierzom w Kolnie żyje się coraz wygodniej. Żołnierzom w Kolnie żyje się coraz wygodniej. Marek Świerczyński / Polityka
Dowódcom nie chodzi w pierwszej kolejności o komfort, ale wojskowe obozowisko na Podlasiu w niczym nie przypomina zdjęć z internetu pokazujących urągające warunki bytowe. Przede wszystkim to ma być misja, tyle że w kraju.

Czy na mój przyjazd pomalują trawę na zielono? Pytanie to zadawałem sobie całą drogę z Warszawy do Kolna. Miasteczko nie z własnej inicjatywy stało się bohaterem jednej z internetowych legend – o żołnierzach cierpiących marny los na podlaskim zgrupowaniu zadaniowym. Jego stworzenie ogłosił Mariusz Błaszczak w lipcu. Kilka tygodni wcześniej na nieodległej Białorusi pojawili się relokowani tam w wyniku puczu bojownicy Grupy Wagnera. A tuż przy granicy zaczęły się odbywać ćwiczenia o agresywnym charakterze.

Czytaj też: Rakietowe kły i paszcza. Warszawa staje do wyścigu zbrojeń

Operacja „RENGAW”, czyli Wagner na wspak

W połączeniu z niegasnącą „presją migracyjną” na odcinek polsko-białoruskiej granicy – niby zabezpieczony stalowym płotem, ale wcale nieochroniony przed próbami jego pokonania – tworzyło to mieszankę wybuchową, przed którą w przedwyborczej atmosferze rząd i MON wolały się zabezpieczyć, nawet jeśli zanadto. Ogłoszono operację pod kryptonimem „RENGAW”, której nazwa początkowo budziła zdziwienie, ale czytana wspak nie pozostawia wątpliwości, o co chodzi.

Wojskowe Zgrupowanie Zadaniowe Podlasie, utworzone w ramach tej operacji, miało mieć szkoleniowo-bojowy charakter i być rozlokowane na dużym obszarze – o rozciągłości 400 km i głębokości 150 km. Tak wielki teren „pokrywać” miała relatywnie niewielka liczba wojska, bo ok. 10 tys. żołnierzy. Z tego 4 tys. bezpośrednio wspierają działania

  • Podlasie
  • Wojsko Polskie
  • Reklama