Takiego tygodnia w zbrojeniach nie było. We wtorek szef MON Mariusz Błaszczak ogłosił od dawna wyczekiwane dokończenie zakupu wyrzutni rakietowych obrony powietrznej Patriot, by w czwartek zapowiedzieć kontynuację programu rakietowego Homar, czyli pocisków dalekiego zasięgu ziemia-ziemia. Z tym że ta kontynuacja ma wymiar iście gargantuiczny.
Błaszczak ogłosił zamiar kupienia blisko 486 wyrzutni, czyli 28 razy większej liczby takich systemów, niż obejmował pierwszy kontrakt podpisany w 2019 r. Jeszcze za poprzedniej ekipy rządzącej Homar był pomyślany jako element koncepcji „kłów Polski”. W obecnej postaci to już prawdziwa paszcza rekina. Nic dziwnego, że gdy wieść o tym rozeszła się kilka dni temu w kuluarach konferencji obronnej Defence 24 Day, mało kto wierzył w realność liczb. Nieporozumienie, błąd, pomyłka, przestawienie cyfr – takie reakcje można było usłyszeć najczęściej.
Nawet gdy Błaszczak na Twitterze ogłosił wreszcie kosmiczne zamówienie, rzecznik Agencji Uzbrojenia musiał potwierdzać, że nie ma mowy o pomyłce i naprawdę chodzi o niemal 500 wyrzutni rakietowych HIMARS. Na razie to co prawda tylko tzw. lista zakupów, ale skierowana do formalnej procedury eksportu uzbrojenia z USA. W odpowiedzi na polskie zapytanie ofertowe (LoR) nadejdzie wycena pakietu, potem mogą nastąpić jeszcze negocjacje jego zawartości. Ale takiego zakupu nie ogłasza się bez wstępnych rozmów, sondowania możliwości wykonawców, oceny kosztów.