8 lat złej zmiany PiS. Przyroda wrogiem tej władzy. Ucierpiały lasy, rzeki i my wszyscy
W cyklu analiz „8 lat PiS” dziennikarze i publicyści „Polityki” opisują dwie kadencje rządów Prawa i Sprawiedliwości w najważniejszych obszarach życia publicznego. Spis wszystkich odcinków znajdziecie Państwo na końcu tego artykułu.
Dwie kadencje PiS i jego koalicjantów przyrodzie przynosiły spore straty, ale miały też – uwaga – pozytywy. Powszechnie wiadomo, że partia Kaczyńskiego zajmuje się dystrybucją lęków. Straszy więc Tuskiem, Niemcem, uchodźcą, Putinem czy genderem. Dobiera moment wypuszczania w przestrzeń publiczną i dawkę maszkar, które mają za zadanie trzymać w stałym drżeniu pisowski elektorat. Z listy tych strachów usunięto jednak naturę. Tę PiS kontroluje. W jego modelu poczciwy pan myśliwy wspólnie z panem dobrodziejem leśnikiem i zaradnym panem hydrotechnikiem, pod kierunkiem światłego rządu, bronią naród przed naporem atakującej przyrody.
Niestety pracują, mając związaną jedną rękę. Tymczasem rzeki zostawione same sobie nie przetrwają. Lasy bez drwali wymrą. Wilków zjadających zwierzęta hodowlane jest za dużo. Za dużo jest łosi zjadających sadzonki drzew. Za dużo bobrów ścinających drzewa. A także aktywistów klimatycznych, leśnych i rzecznych, Unii Europejskiej, pseudoekologów i pseudonaukowców, którzy nie pozwalają prawdziwym specjalistom i szczerym ekologom zmuszać ziemi do kapitulacji. Bałamutne rozumienie – często przywoływanego – biblijnego passusu jest pisowskim alibi dla pustoszenia polskiej przyrody. W imię nie jej ochrony, zachowania dla kolejnych pokoleń, utrzymania dogodnych warunków dla przetrwania pokoleń obecnie żyjących – i to tak, by równolegle czerpać korzyści gospodarcze – nie w imię powstrzymania