Kraj

Świat all inclusive

Myślenie z natury rzeczy jest amatorskie. To jest coś, co się robi na własną rękę.

Gdzie te czasy, gdy trzeba było, gdy warto było myśleć! Bo dziś można sobie co najwyżej niezobowiązująco ponarzekać. Światem nie rządzą już idee, lecz wielkie struktury, kontrolujące potężne technologie i zbiory danych. Wszystko, co silne i sprawcze, jednocześnie jest profesjonalne i zaawansowane. Mamy dyskutować z nauką i technologią? W czasach, gdy brałeś furmankę, by przenieść się na letnisko ze śródmieścia Warszawy do Otwocka, było wiadomo, co tam w Petersburgu, a co we Wiedniu, zaś sam tajny radca dworu nie miał wiedzy i kompetencji niedostępnych dziennikarzowi „Kuriera” oraz jego czytelnikom. A dziś zamiast radcy jest firma badawcza, produkująca ekspertyzy albo „spin” dla polityków, natomiast niezliczone „polityki” w różnych sektorach opierają się na wiedzy fachowej, nie na głowę urzędnika, dziennikarza, a tym bardziej naszą.

Świat zrobił się tak fachowy i skomplikowany, że dosłownie szkoda gadać. To i się nie gada. Na basenach i plażach wczasowisk koncentracyjnych, na taśmociągach skumulowanych i uśrednionych przyjemności, naznaczeni plastikowymi opaskami wczasowicze nie prowadzą żadnych dyskusji. Snują się od restauracji do basenu, od basenu do plaży i z powrotem do baru, nic nie robiąc, prawie nic nie mówiąc, a za to patrząc bezradnie, jak w monotonii tej letniej rozkoszy nieubłaganie ucieka czas i okrutnie nie dzieje się nic. Jałowy, odgrodzony murami od rzeczywistości świat all inclusive, w którym wyzuty z podmiotowości klient biura podróży dobrowolnie poddaje się obróbce przez maszynę-hotel, jest żywą i dojmującą metaforą naszej sytuacji cywilizacyjnej.

W każdej sferze życia poddani jesteśmy jakimś niezrozumiałym dla nas w szczegółach procedurom i manipulacjom, dzięki którym nasze pieniądze znajdują nowych właścicieli, a my sami czujemy się w miarę dobrze.

Polityka 40.2023 (3433) z dnia 26.09.2023; Felietony; s. 97
Reklama