Pierwszą osobą, którą nowa władza chce pociągnąć do odpowiedzialności, jest szef NBP Adam Glapiński. Główny zarzut dotyczy złamania przez Glapińskiego zasady niezależności NBP usługami wobec władzy politycznej oraz „brakiem realizacji podstawowego zadania, jakim jest walka z drożyzną” – tak napisano w umowie koalicyjnej przyszłych rządzących. To zarzuty złamania konstytucji, za które odpowiada się przed Trybunałem Stanu.
Trybunał Stanu dla szefów NBP i KRRiT?
W sobotę w „Faktach po Faktach” TVN24 prof. Ireneusz Dąbrowski, prawnik i ekonomista zasiadający w Radzie Polityki Pieniężnej jako przedstawiciel prezydenta, zapewniał, że „nie ma do niego [szefa NBP] nawet milimetra zastrzeżeń co do łamania konstytucji czy ustaw”. Zaś zarzut złamania zasady niezależności NBP podsumował: „To jest strasznie ogólnikowe hasło, pod które wszystko można podciągnąć. Z niego nic nie wynika”. Pierwsze jest prawdą, drugie – nie. Rzeczywiście konstytucja enigmatycznie wypowiada się o odpowiedzialności przed TS. Ponosi się ją „za naruszenie konstytucji lub ustawy w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania”. Nie ma też bogatego orzecznictwa TS na ten temat, bo od 1920 r. TS rozpatrzył tylko… cztery sprawy dotyczące dziewięciu osób, a skazano dwie (w sprawie tzw. afery alkoholowej). Przesłanka „złamania konstytucji lub ustawy” jest rzeczywiście enigmatyczna, ale to jest jej zaleta. Dzięki temu wysocy funkcjonariusze mogą być rozliczeni karnie (bo odpowiedzialność przed TS jest odpowiedzialnością karną) za sposób sprawowania władzy.
W tej kadencji głosów do postawienia przed TS starczy tylko dla prezesa NBP oraz szefa i członków KRRiT. Ci ostatni mogą np.