Do tragedii we Wrocławiu doszło późnym wieczorem w piątek 1 grudnia. Maksymilian F., zatrzymany przez st. asp. Łukasza K. i Michała K. w podwrocławskim Kiełczowie – mężczyzna był poszukiwany przez białostocki sąd do odsiedzenia kary pół roku więzienia za oszustwa – został tego dnia przewieziony do Komendy Rejonowej Policji Wrocław Fabryczna przy ul. Połbina na osiedlu Kozanów. Stamtąd do komendy na drugim końcu miasta przy ul. Ślężnej wieźli go Daniel Łuczyński i Ireneusz Michalak.
Z pistoletem w kaburze i bez kajdanek?
Funkcjonariusze na miejsce nie dojechali. F. strzelił do nich z repliki pistoletu czarnoprochowego, na który nie trzeba mieć zezwolenia. „Gazeta Wyborcza”, powołując się na swoje źródła, ujawniła, że mężczyzna miał tę broń kaburze... pod pachą. Znaleziono ją przy nim w momencie zatrzymania po obławie zarządzonej w piątkową noc. Tę samą informację podał Onet. To zaś rodzi pytania nie tylko o to, czy Maksymilian F. w ogóle został przeszukany, ale też czy był w kajdankach, kiedy wsiadał do nieoznakowanego policyjnego samochodu.
Wątpliwości i chaosu informacyjnego w tej sprawie jest znacznie więcej. Jak ujawnił Onet, właścicielka domu w Kiełczowie, gdzie według notatki policyjnej ponoć ujęto Maksymiliana F., twierdzi, że nic nie wie o jakimkolwiek zatrzymaniu. I nie było u niej ani F., ani policjantów, którzy po niego przyjechali.
W środę 6 grudnia „Rzeczpospolita”, powołując się na swoje źródła, poinformowała, że mężczyzna po przewiezieniu na komendę przy Połbina został przeszukany „do majtek”, co ma poświadczać monitoring. Te informacje błyskawicznie i znów nieoficjalnie zaczęli dementować policjanci, ujawniając, że nie ma monitoringu w pokojach przesłuchań. Jest tylko na korytarzach i w dyżurce, gdzie przeszukań „do majtek” się nie przeprowadza.
Czytaj też: W sprawie Joanny z Krakowa policjanci skontrolowali się sami
Jeśli zostanie zatrzymany, zaatakuje
Funkcjonariusze, którzy przywieźli F. do komendy przy Połbina, pracują w Komendzie Rejonowej Policji Fabryczna. Teoretycznie powinni więc wiedzieć, że przy Połbina izba zatrzymań jest niedostępna. Dlaczego zdecydowano się przewieźć zatrzymanego do komendy na Krzykach, jeśli po drodze znajdują się dwie największe jednostki policji: komenda wojewódzka i miejska? To kolejne pytania wymagające odpowiedzi w tej sprawie.
Według informacji przekazywanych przez rzecznika dolnośląskiej policji asp. sztab. Łukasza Dutkowiaka Maksymilian F. podczas transportu z Połbina na Ślężną był w kajdankach. Jak jednak ujawnił Onet, biegły, który badał go po zatrzymaniu w sobotę rano, stwierdził, iż mężczyzna nie był skuty. Ma o tym świadczyć brak charakterystycznych otarć i zasinień na nadgarstkach. Czy wynikało to z tego, że policjanci nie mieli innych informacji o Maksymilianie F. poza tymi, że jest drobnym oszustem? I nie znali filmów, jakie zamieszczał w mediach społecznościowych? Obok antysemickich treści zapowiadał, że jeśli zostanie zatrzymany przez policję, zaatakuje pierwszy. Co zrobił.
Czytaj też: Ukrainiec zakatowany w izbie wytrzeźwień. Wstrząsające nagranie
Broń ukryta w samochodzie?
W kolejnych informacjach dotyczących tego szokującego zabójstwa przybywa spekulacji, tym bardziej że Prokuratura Krajowa nie komentuje niczego z uwagi na dobro śledztwa. Można więc przeczytać, że F. mógł ukryć broń w samochodzie, którym go przewożono na Połbina – to by zaś oznaczało, że jechał bez kajdanek. Gdyby był skuty, siedzący obok funkcjonariusz musiałby zauważyć jakiekolwiek manewry podczas ukrywania pistoletu, wyciągania go z kieszeni, spod kurtki czy z kabury.
Brak kajdanek potwierdzają doniesienia Onetu. Wynika z nich, że mężczyzna uciekł z policyjnego auta i dotarł w okolice ogrodu zoologicznego. Tam przy służbowym wejściu został zarejestrowany na monitoringu, a ochroniarz, który widział obraz na ekranie, rozpoznał wizerunek opublikowany już przez policję, która zarządziła blokadę. I powiadomił dyrektora ds. bezpieczeństwa zoo, byłego policjanta. Na tym monitoringu F. podobno nie ma kajdanek. Mężczyznę zatrzymano o godz. 9 rano 3 km od zoo.
Czytaj też: Posłanka Gajewska w radiowozie, czyli wolność i równość według PiS
W policji wrze
Wśród szeregowych funkcjonariuszy wrze. Krąży nawet informacja, że postrzeleni policjanci nie żyli już w sobotę, choć doniesienia o ich zgonie podano w poniedziałek. Mundurowi zorganizowali zrzutkę na rodziny zamordowanych. Jeden z nich sam wychowywał dwójkę dzieci. Kilka lat temu na nowotwór zmarła jego żona. Zmarłym oddano hołd w całej Polsce – we wtorek 5 grudnia o godz. 17 zawyły syreny, a przed komendy wyszli policjanci, by dać świadectwo lojalności wobec kolegów. Dzień później lokalne media podały informację, że rodziny zastrzelonych zdecydowały o przekazaniu ich organów do przeszczepów.
Maksymilianowi F. grozi dożywocie. Komenda Wojewódzka Policji we Wrocławiu powołała 11-osobowy zespół, który ma wyjaśnić okoliczności zatrzymania mężczyzny i tego, co się wydarzyło później. Śledztwo prowadzi też prokuratura, ale już wiadomo, że odrębne postępowanie będzie dotyczyć niedopełnienia obowiązków.