Porządki u Augiasza
Porządki u Augiasza. PiS dostał w splot medialny i się pogubił. Kolejne miesiące będą kluczowe
Kontrast był uderzający, ale też znakomicie ilustrował polityczny nastrój tego czasu. Z jednej strony minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz jako wyrachowany egzekutor „narodowych mediów”, ukryty za resortową kotarą, ukradkiem gdzieś złapany w nonszalanckiej pozie z papierosem. Tyleż lakoniczny, co ignorujący elementarne komunikacyjne obowiązki. Chociaż zapewne improwizował, sprawiał wrażenie, jakby wyprowadzał kolejne ciosy całkiem na zimno. Bo kiedy w pierwszym kroku pozawieszał zarządy telewizji, radia i PAP, podstawa prawna jego działań nie była przecież oczywista. Dopiero poprawka w postaci postawienia publicznych mediów w stan likwidacji, wykorzystująca błąd pogubionego prezydenta Dudy, definitywnie zdawała się rozwiązywać problem.
A z drugiej strony histeria rugowanej z telewizji i radia niedawnej władzy. Wszystko jak na dłoni: w jednym szeregu partyjni liderzy oraz ich medialni propagandyści z milionowymi uposażeniami, rozpaczliwie podszywający się pod niezależnych dziennikarzy. W pokracznej pozie niezłomnych obrońców wolności słowa i praworządności, ostentacyjnie umęczeni czuwaniem na przyczółkach, co pieczołowicie dokumentowano w mediach społecznościowych. Aż dziw, że nikomu nie przyszło do głowy przytaszczyć do siedziby TAI przy placu Powstańców gustownej styropianowej płyty dla prezesa PiS. Miałby wreszcie sposobność zrehabilitować się za to, że kiedyś zdarzyło mu się spać do południa…
Bo przecież mamy kolejny „polski grudzień”, powtórkę ze stanu wojennego. O czym wciąż przypominają obsesyjnie powtarzane slogany o „koalicji 13 grudnia”, „generale Tusku” i „pułkowniku Sienkiewiczu”, umundurowanych przez prawicową wyobraźnię prezenterach stworzonego na gruzach „Wiadomości” nowego serwisu TVP.