Polska trauma
Kaczyński nie był gotowy na klęskę, ale wie, co to znaczy. Buduje szybko dwa mity, nie dajmy się nabrać
ŁUKASZ LIPIŃSKI: – Wciąż się zastanawiamy, co się zdarzyło 15 października. Pana wyjaśnieniem tego, jak Polacy reagują na różne impulsy w polityce, jest „posttraumatyczna suwerenność”. Polskie PTSD? Co to takiego?
JAROSŁAW KUISZ: – Różne kraje mają rodzaj historycznych przykazań dla całej klasy politycznej. W Chinach czy USA to hasło brzmi: „nie doprowadź znów do wybuchu wojny domowej”. W Polsce, ale także w innych krajach regionu, to przykazanie brzmi: „nie pozwól znów na wymazanie państwa z mapy”. To alfa i omega naszej polityczności.
To jakie są objawy tej posttraumatycznej suwerenności?
Suwerenność jako temat pojawiła się po raz kolejny w centrum zainteresowania od 2015 r. Była ważna wcześniej, ale w krótkiej historii III RP mieliśmy podstawową misję wprowadzenia Polski do NATO i Unii Europejskiej. To była misja nie tylko geopolityczna, ale też historyczna: chcieliśmy wyjść ze strefy wpływów rosyjskich, uciec ze Wschodu na Zachód. Wchodzimy do UE i NATO, oddajemy część naszej suwerenności po to, żeby ją zagwarantować na innym, wyższym poziomie.
Do 2004 r. misja została wykonana – wspaniale! – i wtedy paradoksalnie zaczyna się najgłębszy podział polityczny. Prawica postanowiła, że jeżeli już jesteśmy w NATO i UE, to oni będą bronić naszej suwerenności już nie tylko wobec Wschodu, ale także Zachodu. I od tego momentu polska polityka podryfowała ku polaryzacji. Jak starałem się wykazać w książce, to obecnie najważniejsza linia podziału politycznego w Polsce.
Jak to się przekłada na konkrety?
Suwerenność w Polsce łączy się z istnieniem niepodległego państwa. Naukowcy mogą te dwa pojęcia rozróżniać, ale potocznie są traktowane jako synonim.