Dwóch polityków nowej koalicji wywołuje dziś szczególną irytację i agresję PiS: Bartłomiej Sienkiewicz i Adam Bodnar. Trudno się temu dziwić: w parę tygodni obaj ministrowie dokonali potężnych wyłomów w mocno ufortyfikowanych bastionach poprzedniej władzy – w mediach publicznych i wymiarze sprawiedliwości. Partia Jarosława Kaczyńskiego już złożyła wnioski o odwołanie obu ministrów, oskarżając ich o brutalność i łamanie prawa. Wniosek w sprawie Sienkiewicza już upadł, z tym drugim będzie tak samo. „Pułkownik Sienkiewicz” poszedł na pierwszy sejmowy ogień, bo utrata kontroli nad TVP była dla PiS wyjątkowo bolesna, ale też zaskakująca. Pogardliwe podkreślanie przez polityków PiS służby Bartłomieja Sienkiewicza w Urzędzie Ochrony Państwa RP miało zapewne dodatkowo uzasadniać opowieść o „esbeckim stylu” przejęcia mediów publicznych. Według Mariusza Błaszczaka podczas tej akcji miało dojść nawet „do skrzywdzenia, potrącenia” interweniującej posłanki Joanny Borowiak.
PiS zastosował w obronie „swojego TVP” wszystkie dostępne środki: poselskie kontrole i nocne dyżury, okupację budynków, „wyroki” Trybunału Konstytucyjnego zabraniające zmiany władz TVP, uchwały Rady Mediów Narodowych, powołanie własnego prezesa-dublera, uliczne protesty, weto prezydenta Dudy – i nic. Płk Sienkiewicz nie cofnął się ani nie przestraszył, TVPiS przestała nadawać. Żadnych liberalnych wahań, sporów w koalicji, proceduralnych usprawiedliwień. Sam Sienkiewicz, pytany o wątpliwości prawne dotyczące jego działań (potwierdzone odmowami wpisu do rejestru sądowego nowych władz radia i telewizji), odpowiedział krótko: trzeba było to przeciąć. A jeśli sądy prawomocnie nie zakwestionują wprowadzonych zmian (co w Polsce może potrwać długo), pozostają one w mocy.