Na spotkaniu z wyborcami w Lublinie Jarosław Kaczyński zestawił Donalda Tuska z Führerem. Nieszczęsne porównanie padło we fragmencie przemówienia, w którym lider PiS oceniał sytuację polityczną: od początku nowej władzy demokracja i prawo są bezczelnie łamane, Tusk chce, by jego wola była prawem, „byli już tacy, których wola była prawem, wola Führera była prawem”.
Niby nic nowego, bo po utracie władzy Kaczyński tylko nasilił personalne ataki na szefa rządu. W Sejmie nazwał go już z mównicy „niemieckim agentem".
Czytaj także: Nowa taktyka PiS. Dwa wyjaśnienia, dlaczego Kaczyński i jego partia grają właśnie tak
W co gra Kaczyński i jego propagandyści
„Niemieckie” porównania to u nich stały fragment gry politycznej. Mają dyskwalifikować przeciwnika, wykluczyć go nie tylko z debaty, ale przedstawić jako wroga Polski działającego w zmowie z Niemcami. Tak właśnie potraktował PiS i jego media najwybitniejszego polskiego polityka pokolenia pierwszej Solidarności.
Postanowiono go „zniemczyć“ w ramach pisowskiej kampanii antyniemieckiej. „Niemiec“ nie może być premierem Polski, a jego „niemiecka“ partia nie może rządzić w Polsce. Skoro jednak Tusk jest premierem, a Platforma jest częścią koalicji rządowej, to znaczy – według Kaczyńskiego – że Polską rządzą Niemcy. Odnarodowienie Tuska i PO jest celowym, przemyślanym działaniem pisowskiej propagandy. Ma wracać w każdej kolejnej kampanii wyborczej jako temat główny: Tusk to „ruda wrona” na czele antypolskiej koalicji nowego stanu wojennego. Polski patriota może głosować, na kogo chce, nawet na neofaszystów, a najlepiej na PiS, ale nigdy na partię Tuska.
Czytaj także: Kaczyński jak hejter. Agresywny, radykalny, z wielkim wpływem na życie publiczne
Kto Kaczyńskiego jeszcze bierze serio
Zestawienie Tuska z Führerem przez lidera opozycji na wiecu w Lublinie to zdarty chwyt retoryczny adresowany do pokolenia w wieku Kaczyńskiego i starszego. Na młodych nie zrobi wrażenia, raczej zainspiruje do memów. Kto w młodym pokoleniu weźmie serio teorie spiskowe z książek pisowskich profesorów, zarabiających grube euro w Niemczech czy Parlamencie Europejskim? Kto uwierzy w ich nagłe nawrócenie na demokrację, wolność, rządy prawa, kiedy pamięć o ich antydemokratycznych i antywolnościowych rządach jest jeszcze świeża?
Zaznaczmy jednak, że czasami porównania „niemieckie” bywają uzasadnione. Mamy prace polskich badaczy wykazujące zbieżność celów i haseł współczesnych nacjonalistycznych populistów w naszej części Europy z włoskim faszyzmem i elementami ideologii nazistowskiej. Skrajna prawica usiłuje drwić z takich analiz. W tym wypadku jej zdaniem „argument z Hitlera“ w bieżącej dyskusji politycznej to de facto brak argumentu. Ale że faszyzm i nazizm wciąż inspirują prawicową ekstremę, to niestety fakt wielokrotnie opisany.
Natomiast paradoksalnie jednak można by się zgodzić, że w przypadku Kaczyńskiego to prawda. Nie ma argumentów, więc sięga po Führera.