W sądach po staremu
Sędziowie są źli i rozgoryczeni: „Oni cały czas nas nękają! Są pewni, że nikt im nic nie zrobi”
W sądach po staremu
Marzanna Piekarska-Drążek, sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
EWA SIEDLECKA: – Sędziowie piszą gorzkie apele do ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. 170 sędziów Sądu Okręgowego w Krakowie podpisało się pod żądaniem odwołania kierownictwa tego sądu, a zwolnienia kierownictwa swojego sądu – z prezesem Piotrem Schabem na czele – w innym liście domaga się 52 sędziów Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Uzasadniacie to dobrem wymiaru sprawiedliwości. Minister wystąpił o odwołanie prezesów i zawiesił ich w obowiązkach. Ale nadal jesteście rozgoryczeni.
MARZANNA PIEKARSKA-DRĄŻEK: – Rozgoryczenie jest, ale zdajemy sobie sprawę, że minister ma bardzo trudne zadanie. Sędziów i sądownictwo należy pilnie uwolnić od specjalnych rzeczników dyscyplinarnych i prezesów z politycznego rozdania. Jesteśmy zmęczeni tym żenującym spektaklem wzajemnej obrony ekipy KRS – TK – pani Manowska. Słyszymy, że prezes Schab dopina swego: Święczkowski [sędzia Trybunału nieKonstytucyjnego] dał mu zabezpieczenie w nieznanym trybie, wrócił i dalej rządzi. Administracja i kierownictwo większości wydziałów sądu są mu podporządkowane. Funkcyjni beneficjenci „dobrej zmiany” są pewni swojej władzy, choć szeregi nie są już zwarte i niepokój jest widoczny. Mówią, że mają kadencje i nikt ich nie ruszy. Doprowadzili sąd apelacyjny do zapaści. Są takie opóźnienia, których najstarsi sędziowie nie pamiętają. W 2015 r. zaległość w sprawach karnych wynosiła pięćdziesiąt kilka spraw, a na koniec 2023 r. to prawie 600 spraw. Oczekiwanie na wyrok apelacyjny wzrosło z dwóch miesięcy do kilkunastu. Podzielili wydział karny na dwa: w jednym beneficjenci „dobrej zmiany”, w drugim my. W swoim wydziale przerobili stare sprawy na nowe, nadając im nowe numery, i chwalą się, że przyspieszyli załatwianie.