Kraj

Granica z Białorusią trzy lata później. Czy coś się zmieniło pod nową władzą?

Trzeci rok wolontariusze dokumentują przypadki znęcania się nad migrantami. Ale jest światło w tunelu: prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie działań pograniczników, policjantów i innych służb. Trzeci rok wolontariusze dokumentują przypadki znęcania się nad migrantami. Ale jest światło w tunelu: prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie działań pograniczników, policjantów i innych służb. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl
Trzeci rok wolontariusze dokumentują przypadki znęcania się nad migrantami. Ale jest światło w tunelu: prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy Straży Granicznej, policji i innych służb od września 2021 do marca 2024 r. To zmiana w stosunku do polityki „murem za polskim mundurem”.

Zaczęła się wiosna, coraz więcej migrantów przekracza granicę polsko-białoruską „w miejscach do tego nieprzeznaczonych”: lasem, bagnami, rzeką, przez naszpikowaną elektroniką zaporę za 1,5 mld zł. Od początku roku było to już 6,5 tys. osób (połowa w ostatnim miesiącu). Coraz częściej potrzebują pomocy humanitarnej: głodni, wychłodzeni, poranieni, połamani, chorzy. Czy coś się zmieniło pod nową władzą?

Czytaj też: Czym bariera różni się od muru? O co PiS tak naprawdę pytało w referendum

Mniej wrogo?

Premier właśnie oświadczył, że Polska nie poprze nowego unijnego paktu migracyjnego, który zakłada solidarnościowe relokacje lub wpłaty: 20 tys. euro za nieprzyjętą osobę (cóż to jest w porównaniu z 1 mln euro dziennie za niewykonywanie wyroku TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej SN za władzy PiS). Donald Tusk już w lutym zapowiedział „uszczelnienie” granic z Rosją i Białorusią.

Straż Graniczna zamieściła niedawno komunikat o tym, że jej funkcjonariusze z Białowieży „ujawnili kobietę potrzebującą natychmiastowej pomocy medycznej”, która właśnie urodziła w lesie dziecko. „Na miejsce został wezwany wojskowy ambulans, który przewiózł kobietę wraz z nowo narodzonym dzieckiem do szpitala w Hajnówce”. Nie dodała, że tę samą kobietę kilka dni wcześniej wywiozła do lasu w ramach pushbacku, więc gdzie miała urodzić?

Służba informuje też, że powołała „zespoły interwencyjne, których zadaniem będzie pomoc humanitarna migrantom próbującym nielegalnie przekroczyć granicę polsko-białoruską”. I że „grupy będą współpracować z organizacjami pozarządowymi i ratownikami medycznymi”.

Czy relacje między aktywistami niosącymi pomoc humanitarną a SG się poprawiły? Są bardziej przyjazne? Mniej wrogie? – Raczej to drugie – mówi Beata Siemaszko ze Stowarzyszenia Egala (na granicy pomaga od 2021 r.). Przyznaje, że nie ma już celowania z broni palnej, bardzo długiego „legitymowania”, przeszukań i zatrzymań. Pytana, jak wygląda współpraca w ramach „zespołów interwencyjnych”, mówi, że nie wie, bo nikt z nimi o tym nie rozmawia. – Zastanawiam się, skąd np. te zespoły będą wiedziały, gdzie ktoś potrzebuje pomocy. Bo przecież potrzebujący nie dzwonią do Straży Granicznej.

Za chwilę przypomina sobie niedawne zdarzenie z lasu, gdy szły z koleżanką do wezwania o pomoc i zostały „ujawnione” przez patrol SG: – Pytają: po co idziecie na interwencję, powiedzcie nam, my mamy środki, wezwiemy karetkę. Mówię im, że niestety mam ograniczone zaufanie do takiej pomocy, i pokazałam filmik otrzymany podczas niedawnej interwencji od pobitych chłopaków, na którym widać, że zrobili to umundurowani Polacy.

„Do dziś rząd Donalda Tuska wykonał ponad 1770 wywózek. W tym czasie o pomoc i wsparcie poprosiło nas ponad 838 osób, w tym 73 kobiety, 64 dzieci, 31 osób małoletnich bez opieki. Do szpitali trafiło ponad 46 osób, a problemy medyczne zgłosiło nam aż ponad 158 osób, 25 osób zaginęło, a 5 osób zmarło” – raportuje Grupa Granica. Na FB pisze: „W ostatnim czasie spotkaliśmy mężczyznę z Syrii, który opowiedział nam, że tuż po przekroczeniu granicy został zatrzymany przez polskie służby. Zamiast »dzień dobry« usłyszał głośne »kurwa mać«, a następnie dostał pięścią w zęby. Mężczyzna pokazał nam ślad po wybitym zębie. (…) Zagraniczni dziennikarze opowiedzieli nam, że widzieli, jak służby wrzucają do bagażnika mężczyznę, któremu uprzednio skrępowano ręce trytytkami. Poskarżyliśmy się do komendanta jednej z placówek. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że mężczyzna trafił do bagażnika... bo na tylnych siedzeniach SG wozi broń”.

Czytaj też: Czy Polska zapłaci za pushbacki? Proces właśnie się rozpoczął

Światło w tunelu

Trzeci rok wolontariusze pomagający na granicy dokumentują przypadki znęcania się nad migrantami. Od poniżania przez pobicie, odmowę pomocy medycznej czy narażanie życia (np. przez wypchnięcie na bagna, do rzeki czy nocą na mróz), ale do tej pory nikt nie poniósł odpowiedzialności.

Jest jednak światło w tunelu: Prokuratura Okręgowa w Siedlcach wszczęła śledztwo „w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przy wykonywaniu czynności związanych z ochroną granicy państwa przez funkcjonariuszy Straży Granicznej, Policji i innych służb w okresie od września 2021 r. do marca 2024 r. w Białowieży, Bobrownikach i innych miejscach przy granicy polsko-białoruskiej, między innymi poprzez podejmowanie wobec ustalonych i nieustalonych cudzoziemców przybywających we wskazanym wyżej okresie (…) działań polegających na zawracaniu ich do linii granicy (tzw. procedura pushbacku), pomimo zgłoszenia przez te osoby woli uzyskania ochrony międzynarodowej, a także zawracania do linii granicy państwa uchodźców, którzy znajdowali się w stanie zagrażającym w sposób bezpośredni ich zdrowiu i życiu, tj. o czyny z art. 231 § 1 kk i inne”.

Śledztwo wywołał swoim zawiadomieniem Piotr Czaban, aktywista graniczny, były dziennikarz TVN, prowadzący kanał na YouTube „Czaban robi raban” poświęcony w dużym stopniu dokumentowaniu tego, co dzieje się na granicy. Materiału miał sporo. „Zeznawałem przez 10 godzin. I to tylko niewielki wycinek tego, co zdokumentowałem do tej pory na pograniczu. Ale to wystarczyło, by przekonać Prokuraturę Krajową do stworzenia tego zespołu i rozpoczęcia śledztwa. Dziękuję wszystkim, którzy mi w tym pomogli. (…) Moje zeznania będę uzupełniał, bo niestety, prawo na pograniczu PL/BY wciąż jest łamane” – napisał na FB.

Jest co najmniej kilka wyroków w sprawach przeciw aktywistom lub sprawach skarg cudzoziemców na wywózki, w których sądy stwierdzały przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Tyle że nie były to sprawy przeciwko funkcjonariuszom i wobec winnych nie wyciągano żadnych konsekwencji. Skoro powstał zespół do tak szerokiego zbadania nadużyć władzy na granicy, to może sięgnie on także po te wyroki i pójdzie śladem stwierdzonych przez sądy naruszeń?

Tak więc jest nadzieja, że państwo zacznie reagować przynajmniej na łamanie zakazu okrutnego i poniżającego traktowania. To i tak byłby duży krok w stosunku do polityki „murem za polskim mundurem”. Mur na cudzoziemców – to i tak nadto.

Czytaj też: „Ciemne dni dla Europy”. Świat o kryzysie na polskiej granicy

Przegraliśmy?

Trzeba przyznać, że Donald Tusk i większość polityków KO jeszcze będąc w opozycji, nie zapowiadała demontażu płotu. Ale traktowanie migrantów przekraczających granicę i proszących o azyl miało się zmienić na zgodne z prawem. Tylko czy pushbacki w ogóle mogą być zgodne z prawem? I z jakim prawem?

Polskie prawo pozwala na wywózkę każdego cudzoziemca, który przekroczy granicę w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Jeśli poprosi o ochronę, można to rozpatrzeć w kilka minut – odmownie – i go odprawić. Potem może się odwoływać. Taka procedura nie ma nic wspólnego z realizacją prawa do ubiegania się o azyl (art. 56 konstytucji), prawem do ochrony godności, zdrowia, bezpieczeństwa czy skutecznego środka odwoławczego, o czym wielokrotnie wypowiadał się Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu – także w polskich sprawach. Ale nawet ta procedura nie jest przestrzegana, bo wielu wywożonych nie jest w ogóle odnotowywanych i nie dostaje żadnej decyzji. W dodatku wyrzuca się ich nie przez przejście graniczne, ale „na drut”, przez zasieki, nielegalnie. Ponad 60 oficjalnie ujawnionych po polskiej stronie granicy ciał migrantów i ponad 300 osób zaginionych w lasach i na bagnach – to efekt takich pushbacków. W marcu koło miejscowości Sorocza Nóżka na Podlasiu znaleziono zwłoki 32-letniego Pakistańczyka. Miał przy sobie dokumenty. Prokuratura w Hajnówce prowadzi śledztwo w sprawie znalezionej w lutym w okolicach wsi Narewka ludzkiej czaszki, którą biegły medycyny sądowej uznał za należącą do „osoby z krajów Bliskiego Wschodu”.

Pushbacki stosowane są powszechnie przy milczącej zgodzie państw będących celami migrantów. Stosował ją także osławiony Frontex, unijny organ, którego zadaniem jest powstrzymywanie migracji do krajów Unii. Na Morzu Śródziemnym jego patrole miały odpychać topiących się ludzi od burt statków. To nie jest usprawiedliwienie dla wywózek. To straszna rzeczywistość. Oznacza to tyle, że powoływanie się na niezgodność z międzynarodowym prawem pisowskiej ustawy wywózkowej ma wymiar moralny, ale, niestety, niekoniecznie praktyczny.

Mamy dziś dwa problemy. Oba równie realne i poważne. Pierwszy to masowa migracja z południa i wschodu na północ i zachód. Z biedy i wojen do lepszego i bezpieczniejszego życia. Z klęsk spowodowanych katastrofą klimatyczną tam, gdzie nie ma ona jeszcze tak katastrofalnych skutków. Migracja była i będzie. I jest prawem człowieka. A prawo azylu – ochrony przed wojną i prześladowaniem – zapisane jest w konstytucjach państw zachodniej cywilizacji.

I drugi problem: migracja wywołuje wzrost nastrojów populistycznych i ksenofobicznych. Zawsze i wszędzie. Gdzieniegdzie bardziej, gdzieniegdzie mniej – ale polityczne skutki widać na całym świecie (np. w spodziewanym powrocie do władzy Donalda Trumpa). Ci, którzy chcą rządzić, muszą to wziąć pod uwagę. Inaczej rządzić nie będą, a zastąpią ich populiści. A wtedy zasieki i mury będą rosły, a pushbacki będą coraz bardziej bezwzględne.

Kwadratura koła. Mówił o tym bardzo przejmująco John Dalhuisen, były dyrektor Amnesty International w Europie i doradca pierwszego komisarza praw człowieka Rady Europy, w rozmowie z Małgorzatą Tomczak dla „Gazety Wyborczej”: „Tuski, Scholze i Macrony tego świata lubią przestrzegać praw, bo to odróżnia ich do Orbánów, Kaczyńskich i Sunaków tego świata. Wróć, nawet brytyjski premier Rishi Sunak całkiem lubi praworządność. Ale najbardziej wszyscy lubią wygrywać wybory. A do tego potrzebują dziś bardzo szczelnych granic i ograniczenia migracji. Jeśli więc postulaty organizacji humanitarnych sprowadzają się do no borders, to oczekiwanie, że poprą je politycy z ambicją rządzenia, jest nierealne”. I dalej: „doszliśmy do ściany i nie ruszymy dalej bez strategicznej kalkulacji politycznej. Będzie coraz gorzej. Organizacje humanitarne muszą sobie powiedzieć: scenariusz A, w którym każdy dociera do wybranego miejsca i tam zostaje, jest nieosiągalny. To już się stało, przegraliśmy. Więc jaki jest plan B? Co będzie akceptowalnym dla nas kompromisem?”. I odpowiada: „Są trzy główne scenariusze: umowy powrotowe z krajami pochodzenia, cofanie migrantów do kraju tranzytu, transfer do bezpiecznych krajów trzecich”.

Z kolei obecny szef Frontexu Holender Hans Leijtens w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika „Welt am Sonntag” mówi, że „nic nie może powstrzymać ludzi przed przekroczeniem granic, ani mur, ani płot, ani morze, ani rzeki. Nielegalna imigracja jest dla niego równie nieunikniona jak to, że rano wstaje słońce”. „Można co najwyżej spowolnić napływ ludzi do UE. (…) Moim zadaniem jest stworzenie równowagi między skutecznym zarządzaniem granicami a przestrzeganiem praw podstawowych”. Według niego zamiast zasieków potrzebne są sprawne procedury azylowe na granicach zewnętrznych UE, szybsze deportacje i umowy z krajami trzecimi na przyjmowanie wydalanych migrantów.

A więc obrońca praw człowieka i funkcjonariusz, który ma tych migrantów powstrzymywać, spotykają się w pół drogi. Piękna idea wolnego, swobodnie przemieszczającego się człowieka lub choćby tylko prawa do ochrony przed prześladowaniem i zagrożeniem życia w czasach, gdy ludzkość – globalnie – żyje w największym dobrobycie, staje się utopią.

Czytaj też: Odbijanki, odpychanki. System wypychania emigrantów

Co robić?

Helsińska Fundacja Praw Człowieka opublikowała niedawno „opinię” z rekomendacjami dla rządu dotyczącymi „kolejnych działań, które niezwłocznie powinny zostać podjęte, aby na granicy polsko-białoruskiej przywrócony został stan zgodny z prawem, gwarantujący poszanowanie praworządności oraz praw i wolności człowieka”, bez stwarzania zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski i porządku publicznego. Ujęto je w siedem kroków:

  1. Uznanie za terytorium Polski pasa ziemi między granicą polsko-białoruską a granicznym płotem. To pas szerokości do 8 m i długości 186 km, więc całkiem spory obszar RP. Jednak od początku kryzysu humanitarnego na granicy polskie władze nie uznają osób, które się na nim znajdują, za przebywające na terenie RP i nie czują się zobowiązane do udzielenia im pomocy czy przyjęcia wniosków o ochronę. A zaczęło się od grupy 30 Afgańczyków koczujących pod Usnarzem Górnym latem i jesienią 2021 r.
  2. Przyjmowanie wniosków o ochronę od osób, które znajdą się na terytorium Polski (gwarantuje to nawet tzw. ustawa wywózkowa).
  3. Uchylenie niezgodnego z prawem rozporządzenia granicznego, które „pozwala” na nierespektowanie ustawy.
  4. Zmiana praktyki wobec osób przekraczających granicę, które nie deklarują zamiaru ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce, bo np. jadą do rodziny we Francji. Żeby ich natychmiast nie wywozić, ale rozważyć np. zezwolenie na czasowy pobyt ze względu na to, że Białoruś, z której przybywają, nie jest krajem „bezpiecznym” w rozumieniu prawa międzynarodowego.
  5. Stworzenie legalnych ścieżek wjazdu do Polski dla osób poszukujących ochrony (dziś przechodzą przez „zieloną” granicę, a nie przejścia graniczne, bo na przejściach nie przyjmuje się od nich wniosków azylowych).
  6. Zagwarantowanie, by odwołanie się od decyzji komendanta SG o pushbacku po nielegalnym przekroczeniu granicy wstrzymywało – do czasu rozpatrzenia – wydalenie cudzoziemca.
  7. Ratyfikacja konwencji ONZ z 2006 r. w sprawie ochrony wszystkich osób przed wymuszonym zaginięciem. Konwencję Polska podpisała w 2013 r., do dziś nie ratyfikowała, a dotyczy odpowiedzialności państwa za ochronę każdej osoby, która znajdzie się w jego granicach. A więc przypadków zaginięć i śmierci po pushbackach na granicy. W jej ramach państwo obowiązane jest udzielać pomocy humanitarnej i prowadzić akcje poszukiwawczo-ratunkowe osób na granicy. Teraz w rejestracji i poszukiwaniu zaginionych wyręczają państwo wolontariusze.

Państwo polskie ma problemy z przestrzeganiem prawa także wobec osób, które przekraczają granicę na przejściach granicznych, proszą o azyl i przedstawiają wszystkie popierające ten wniosek zaświadczenia. A na dodatek mają ustanowionych pełnomocników, a ci – a właściwie te, bo to dwie kobiety – kontaktowały się wcześniej, uprzedzając o pojawieniu się migrantów, z:

  • komendantem placówki SG w Terespolu
  • kierującym zmianą w placówce SG w Terespolu
  • dyżurnym w placówce SG w Terespolu
  • dyżurnym w oddziale nadbużańskim w Chełmie.

Ochrony poszukiwali: Afgańczyk, którego ojca zamordowali talibowie, iracki aktywista na rzecz praw człowieka, Kamerunka, która opuściła kraj dotknięty konfliktem zbrojnym, i Syryjka po ucieczce z obozu dla uchodźców, który został zaatakowany. Aktywiści powiadomili o spodziewanym pojawieniu się tych osób na granicy placówkę Straży Granicznej w Terespolu, Nadbużański Oddział Straży Granicznej, Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich oraz przedstawicielstwo UNHCR w Polsce. Przesłali im zdjęcia paszportów, pełnomocnictw dla trzech osób po polskiej stronie oraz podpisanych oświadczeń zawierających deklarację zamiaru złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce. Czyli nie tylko dopełnili procedur, ale też zrobili wiele, żeby ułatwić funkcjonariuszom sprawę. I dwukrotnie ich nie wpuszczono. Dlaczego? Przez słówko „azyl”.

Komendant placówki SG w Terespolu wyjaśnił, że cudzoziemcy nie wyrazili jasno woli ubiegania się o ochronę międzynarodową w naszym kraju. W rozmowach ze strażnikami używali słowa „azyl” zamiast „ochrona międzynarodowa”, jak stoi w innych przepisach (azylowych). A funkcjonariusze nie zwrócili im na to uwagi. A więc ich cofnięto.

I jeszcze jeden problem: „ośrodki strzeżone” dla cudzoziemców. Rutynowo wsadza się tam schwytanych po nielegalnym przekroczeniu granicy, którym udało się złożyć wniosek o ochronę. To w istocie więzienia, tyle że panują w nich gorsze warunki bytowe. Nie ma powodu, by więzić osoby, które nie popełniły przestępstwa (nie jest nim nielegalne przekroczenie granicy) i nikomu nie zagrażają. A jednak siedzą miesiącami. A gdy ich wniosek przejdzie wstępne sito i zostają skierowani do ośrodka otwartego na dalsze oczekiwanie – po prostu wystawia się ich za bramę. Wtedy raptem przestają być niebezpieczni. Co najwyżej sami są wtedy zagrożeni – ale tym się nikt nie przejmuje.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną